czwartek, 10 grudnia 2009

Ja pierniczę... i pigwuję!

Dzisiejszy dzień upłynął mi w kuchni.
Odlepiłam ręce od fimo i decou i przylepiłam do ciasta.
A najpierw porozlewałam pigwówkę do butelek (po krakowsku - flaszek), owoce zostawiłam na zimę do herbaty



i do zakąszania na bieżąco podczas piernikowania, pierniczenia, pieczenia pierniczków... baardzo były... ep!... smakowite...



Ciasto, leżakujące w chłodzie od paru tygodni, okazało się fantastycznie dojrzałe, zupełnie jak gospodyni ;)))

 


a gospodyni wszystko się podobało, a zwłaszcza  kawałeczki pigwy wyglądające jak - wypisz wymaluj - kawałki bursztynów, a podobne kawałeczki skórki pomarańczowej mrugały kusząco z piernika.


 
 
 

i pachniało, pachniało, pachniało...

a na koniec ulepiłam choinkę, która miała wyglądać jak ceramiczna z wiadomego kiermaszu, ale ciasto piernikowe delikatniejsze jest od gliny i nie wyszło, jak miało wyjść. Zalotnie podwinięte "oczka-gałązki" pozamykały się w piecu z gorąca.



Ale się nie poddam i coś na przyszłość wymyślę!

2 komentarze:

  1. Chwalipięta ;-)
    I kusicielka ;-)) sie znalazła :D
    Moje ciasto leżakuje na balkonie-od tego przecież jest balkon ! A owoce pigwowca ...też leżakują na balkonie ;-) Czekają na lepsze czasy ( czyt. wolne moce przerobowe).

    OdpowiedzUsuń
  2. Yes! yes! yes!
    Dumna i blada obwieszczam światu, że wreszcie zdążyłam z tym piernikiem przepisowe dwa tygodnie przed świętami !!!
    Uwinęłam się "piernikiem"! jak mawiała moja babcia (co znaczyło "bardzo szybko")
    Zastanawiam się nad ogłoszeniem tego wiekopomnego faktu na głównej stronie onetu... może baner?

    ;P

    OdpowiedzUsuń