czwartek, 3 grudnia 2009

Krakowskie szopki



Co roku, w pierwszy czwartek grudnia, u stóp Adasia

(co w tłumaczeniu na język polski znaczy pod pomnikiem Adama Mickiewicza na krakowskim rynku)

już od rana zbierają się szopkarze ze swoimi szopkami i rozkładają je malowniczo na stopniach pomnika. W samo południe, na sygnał hejnału z Wieży Mariackiej

(małe krakusiki w  wieku głęboko przedszkolnym  często mówią "wariackiej", a także całkiem poważnie i z namaszczeniem mówią "kościół wariacki")

rusza korowód szopkarzy z szopkami dookoła Sukiennic, pod Wieżę Ratuszową, aż do Muzeum Historycznego. Tam zbiera się wielce szacowne jury, które wg tradycją uświęconych i tajemniczych kryteriów wybiera, ocenia i nagradza (w różnych kategoriach wiekowych) najpiękniejsze szopki. Przez trzy dni, aż do niedzieli, kiedy to będą ogłoszone wyniki, twórcy szopek nie będą mogli spać z emocji, tak jak nie spali przez ostatnie tygodnie wykończając, dopieszczając i cyzelując najdrobniejsze szczegóły  swoich dzieł, i wymyślając najróżniejsze rozwiązania, żeby zakasować swoich rywali.
 A oceniana jest i dekoracyjność, i kolorystyka, i  figurki, i architektura i elementy ruchome, tradycyjność i jednocześnie nowatorstwo - i jak tu wszystko pogodzić i wszystkim dogodzić?!

Zwyczaj budowania szopek ma swoje korzenie w XIX w., gdy ubodzy robotnicy budowlani szukając zarobku w jałowym jesienno-zimowym czasie, budowali przenośne scenki do odgrywania jasełek. Zwyczaj kolędowania z szopką szybko się przyjął. W okresie Bożego Narodzenia na krakowskim rynku gromadziły się grupy kolędników z szopkami i kukiełkami, oczekując zaproszeń do domów zamożnych mieszczan.
Po I. wojnie światowej  zwyczaj upadł, ale odrodził się 1937 r., kiedy po raz pierwszy zorganizowano konkurs szopek. I od tej pory (poza czasem okupacji) co roku mamy konkurs szopek, a szopki widzimy przez cały okrągły rok  na kramach, w cepeliach itp., jako charakterystyczny dla stołecznego królewskiego miasta Krakowa symbol.

Charakterystyczne dla szopek krakowskich jest wykorzystanie elementów krakowskiej architektury: zobaczymy zazwyczaj wieże kościoła Mariackiego, często charakterystyczną  kopułę kaplicy Zygmuntowskiej, Sukiennice czy Barbakan.

Szopka krakowska jest ewenementem na skale światową, Być może przemawia przeze mnie lokalny patriotyzm, ale uważam, że piękniejszej nie znajdziecie.
Z przyjemnością oglądałam animowaną szopkę prowansalską, która zawitała kiedyś do nas z krainy łagodniejszych zim i wzruszyło mnie precyzyjne wykonanie, i w najdrobniejsze szczegóły zaklęte życie codzienne, ale...
szopka krakowska pochodzi z innej krainy, krainy baśni - to  feeria kolorów, skrzące się różnokolorowe sreberka, witraże, rozbuchanie ornamentów, przepych zdobień, baśniowe postaci, odgrywające anegdotyczne scenki... ech! po prostu - wymiata!

Na pięterku zazwyczaj umieszczona jest Święta Rodzina, a reszta kondygnacji  zaludniona jest rozmaitymi postaciami z krakowskich legend (smok wawelski, lajkonik, Pan Twardowski) lub życia (kwiaciarki z rynku, krakowiacy, muzykanci, czasem kapela żydowska) i spoza życia (anioły, diabły czy Matki Boskie).


Tradycja piękna, w tym roku już 67. edycja konkursu, a ja sprawę przespałam...
Tknęło mniew samo południe i dopiero widok z kamerki internetowej, pokazujący jakiś ruch na rynku, uzmysłowił mi co się dzieje.
Pognałam czym prędzej, ale oczywiście nie zdążyłam...
Mogłam już tylko przeczytać oczywistą oczywistość na plakacie, że szopki sobie zobaczę dopiero 6 grudnia, w niedzielę...








Poszłam jak niepyszna poprawić sobie humor pysznym grzańcem galicyjskim, którego pękata beczka majaczyła między dorożkami.






I poprawiłam...
Korzenny smak mile rozlał się na podniebieniu, rozgrzał moje (bogate) wnętrze, a  butelkę na pociechę wieczorem wzięłam ze sobą.
Zabezpieczona przed przeziębieniem (zaprawdę naprawdę grzaniec rozgrzewa) poszłam upolować chociaż namiastkę szopek i udało mi się bez problemu.
Na rynku już rozstawiono kramy i atmosfera świąteczna hula w najlepsze.




Relację z szaleństwa kiermaszowego zdam jutro, bo dokumentację fotograficzną zrobiłam, a w faktograficznej na razie  przeszkadza mi gorący kubek z parującym grzańcem.

W każdym razie na kramach miscellaneous, aż miło...




1 komentarz:

  1. Co roku wybieram się podziwiać szopki właśnie wtedy gdy szopkarze niosą przez Rynek. Jeszcze mi się nie udało ;-)
    Jednak w Krzysztoforach to nie to samo...

    OdpowiedzUsuń