Nie lubię, jak w listopadzie, jeszcze nie ostygną znicze po zaduszkach, a już zapalają się światełka na choinkach. Nie to tempo... Listopad powinien wybrzmieć swoim stonowaniem, nastrojem sprzyjającym zadumie i refleksji. Ale machina marketingu nie może czekać, toż uciekłoby bezpowrotnie tyle dni bez kasy!
Ale grudniowym kramom wybaczam, wpisują się w koloryt miasta, nie są nachalne, nie narzucają się reklamą w radiu, telewizji, nie wyskakują okienkami na monitorze.
Spokojnie sobie są i trzeba do nich się specjalnie pofatygować.
A jak już przyjdziemy - znajdziemy wszystko, od koronkowych, dzierganych, haftowanych cudeniek, przez suszone, plecione, rzezane...
W przerwie zakąsimy gorącym oscypkiem z żurawiną, plackiem ziemniaczanym lub pierogami, a może ktoś woli gołąbki albo bigos?
Do wyboru, do koloru...
popijemy grzańcem... pokosztujemy ciasteczka z Krakowa
i posileni dalej idziemy...
a tu na prawo ceramika w piękny sposób szkliwiona-nieszkliwiona...
na lewo: dla amatorek filcowanych cudów...
jakieś kamienie, kamyki, paciorki ... (ech, łase z nas sroczki ;)))
dalej coś z dekupażu
i kruche ja szczęście bańki (tłum. bombki)
i już jesteśmy w niebie... mijamy gwiazdy i anioły...
i już machamy do świętego Mikołaja i...
i spadamy na ziemię, bo Mikołaj ciężko pracuje, i właśnie zrobił sobie przerwę na papierosa...
no cóż, nie jesteśmy już dziećmi, wiemy, że takie jest życie, Mikołaj też człowiek i zakurzyć czasem musi...
w takich okolicznościach przyrody ;) na tyłach Sukiennic, gdy anioły odwrócone tyłem...
Podnosimy się z ziemi, otrzepujemy kolanka i dzielnie maszerujemy dalej.
Podziwiamy przecudnej urody wyroby z Bolesławca
i inne
z daleka majaczy nam między kramami kolejny Mikołaj, ale nie wołamy za nim, bo a nuż odpowie: "Spadaj! Nie widzisz, że się spieszę do pracy?!"
Asa tadarasa, asa tadarasa,
domy stanęły na głowie!