sobota, 12 grudnia 2009

A na tym rynku w Krakowie domy stanęły na głowie

Już od początku grudnia na rynku rozsiadaja się kramy - atrakcja dla turystów, okazja dla wyręczających św. Mikołaja i "sezon na leszcza" dla sprzedawców.



Nie lubię, jak w listopadzie, jeszcze nie ostygną znicze po zaduszkach, a już zapalają się światełka na choinkach. Nie to tempo... Listopad powinien wybrzmieć swoim  stonowaniem, nastrojem sprzyjającym zadumie i refleksji. Ale machina marketingu nie może czekać, toż uciekłoby bezpowrotnie tyle dni bez kasy!

Ale grudniowym kramom wybaczam, wpisują się w koloryt miasta, nie są nachalne, nie narzucają się reklamą w radiu, telewizji, nie wyskakują okienkami na monitorze.
Spokojnie sobie są i trzeba do nich się specjalnie pofatygować.


 
A jak już przyjdziemy - znajdziemy wszystko, od koronkowych, dzierganych, haftowanych cudeniek, przez suszone, plecione, rzezane...


 
 
W przerwie zakąsimy gorącym oscypkiem z żurawiną, plackiem ziemniaczanym lub pierogami, a może ktoś woli gołąbki albo bigos?
Do wyboru, do koloru...


 
popijemy grzańcem... pokosztujemy ciasteczka z Krakowa


i posileni dalej idziemy...
a tu na prawo ceramika w piękny sposób szkliwiona-nieszkliwiona...



na lewo: dla amatorek filcowanych cudów...



jakieś kamienie, kamyki, paciorki ... (ech, łase z nas sroczki ;)))

 

dalej coś z dekupażu




 

i kruche ja szczęście bańki (tłum. bombki)




i już jesteśmy w niebie... mijamy gwiazdy i anioły...







i już machamy do świętego Mikołaja i...





i spadamy na ziemię, bo Mikołaj ciężko pracuje, i właśnie zrobił sobie przerwę na papierosa...

no cóż, nie jesteśmy już dziećmi, wiemy, że takie jest życie, Mikołaj też człowiek i zakurzyć czasem musi...
w takich okolicznościach przyrody ;) na tyłach Sukiennic, gdy anioły odwrócone tyłem...
Podnosimy się z ziemi, otrzepujemy kolanka i dzielnie maszerujemy dalej.

Podziwiamy przecudnej urody wyroby z Bolesławca





 i inne




z daleka majaczy nam między kramami kolejny Mikołaj, ale nie wołamy za nim, bo a nuż odpowie: "Spadaj! Nie widzisz, że się spieszę do pracy?!"





Asa tadarasa, asa tadarasa,
domy stanęły na głowie!


PS
Więcej zdjęć tutaj - zapraszam ;)

czwartek, 10 grudnia 2009

Ja pierniczę... i pigwuję!

Dzisiejszy dzień upłynął mi w kuchni.
Odlepiłam ręce od fimo i decou i przylepiłam do ciasta.
A najpierw porozlewałam pigwówkę do butelek (po krakowsku - flaszek), owoce zostawiłam na zimę do herbaty



i do zakąszania na bieżąco podczas piernikowania, pierniczenia, pieczenia pierniczków... baardzo były... ep!... smakowite...



Ciasto, leżakujące w chłodzie od paru tygodni, okazało się fantastycznie dojrzałe, zupełnie jak gospodyni ;)))

 


a gospodyni wszystko się podobało, a zwłaszcza  kawałeczki pigwy wyglądające jak - wypisz wymaluj - kawałki bursztynów, a podobne kawałeczki skórki pomarańczowej mrugały kusząco z piernika.


 
 
 

i pachniało, pachniało, pachniało...

a na koniec ulepiłam choinkę, która miała wyglądać jak ceramiczna z wiadomego kiermaszu, ale ciasto piernikowe delikatniejsze jest od gliny i nie wyszło, jak miało wyjść. Zalotnie podwinięte "oczka-gałązki" pozamykały się w piecu z gorąca.



Ale się nie poddam i coś na przyszłość wymyślę!

wtorek, 8 grudnia 2009

Dziecięce zachwyty przy otwieraniu nieba

Dziś chciałam się podzielić  zachwyceniem z moich lat dziecięcych.

Ścieżki nasze pozaplątywane są jak nitki niewidocznymi dla nas ściegami...

Dzisiaj święto, i akurat dziś karmelici bosi na Rakowickiej obchodzą jubileusz 100-lecia ich klasztoru,  uroczysta msza, której przewodniczy JE kard. Dziwisz i w ogóle feta wielka... a dla mnie to cichy kościół,  który kiedyś, powszednią porą, przy pierwszej wizycie po przyjeździe do Krakowa, zaskoczył mnie kopią obrazu Murilla, w którym to obrazie jako mała dziewczynka byłam rozkochana...



i rozanielona patrzyłam na niego... jeszcze nie wiedziałam, że sztuki plastyczne będą mi bliskie (wtedy byłam przyszła wielką podróżniczką lub pisarką), ale zachwycona wpatrywałam się w obrazek, nie wierząc, że ludzka ręka może stworzyć coś tak pięknego.
Szkoda, że dziś z takim pięknem wśród  małych dziewczynek, może już niemodnym, konkuruje różowa Barbie.
Do dziś mam ten obrazek gdzieś w zakamarku starej szuflady - wielkości pocztówki z maleńkimi obrazeczkami wokół, symbolizującymi tajemnice różańca.
Dorosłam, wyrosłam, przerosłam... inne rzeczy mnie po drodze zachwycały, te klimaty zrobiły się passe, ale z biegiem czasu wracają dziecięce zachwyty, co ciepełkiem wokół serca przypomniało mi się z dzisiejszym dniem.
A klimaty anielsko-bouguereau towarzyszą np. dekupażystkom bardzo często ;)))

Ścieżki nasze pozaplątywane są jak nitki niewidocznymi dla nas ściegami... i czasem zataczamy koło i lądujemy przyszpileni szydełkiem w tym samym "oczku"...
Przyszpilona pobiegnę tam, aby jeszcze raz rzucić okiem...

Wg tradycji  raz w roku, 8 grudnia - w święto Niepokalanego Poczęcia, otwiera się niebo i  przez Maryję można wyprosić szczególne łaski.
 Czegóż prosić? wrażliwości i umiejętności sprawiania, żeby świat wokół nas był piękniejszy, żeby nie zalała nas brzydota, tandeta, i ta widoczna i ta wewnętrzna.
Życzę sobie i Wam...

niedziela, 6 grudnia 2009

O wyższości baniek nad bombkami

"Produkcja" baniek, jak co roku o tej porze, ruszyła pełną parą. Pierwsze egzemplarze, wykonane na polecenie św. Mikołaja, ustawiły się karnie w szyku bojowym, gotowe do spakowania.



W odwiecznej  wojnie warszawskich bombek nad krakowskimi bańkami biorę oczywiście stronę baniek.
Nastrój nadchodzących świąt od dzieciństwa kojarzy mi się z miękkim brzmieniem słowa "bańka" i chrupkim odgłosem tłukącej się...
Pomijam pacyfistyczny wydźwięk słowa, kojarzący się może z mlekiem, może z bańką mydlaną, zamiast wybuchu, ale tak po prostu - na choince wisiały bańki i już!
W nomenklaturze decoupage górę bierze nazewnictwo "bombki", trudno, pogodziłam się, w wyszukiwarkę też w razie potrzeby wrzucam pokornie"bombka", ale czuję prawdziwą ulgę, jak mogę porozmawiać z krajanami  i wyartykułować "b a ń ka   na choinkę"

Dziękuję za wypowiedź
;)))




 
 

W każdym razie słodkie widoczki zasypanych śniegiem kościółków, domków z rozświetlonymi oknami, wśród nocnej ciszy i pod betlejemską gwiazdką, mają budzić uczucia ciepła w okolicach serca, wzbudzić chęć sprawienia, aby wszyscy to ciepełko poczuli  i przetrzepać sumienie, czy aby wszystko zrobiliśmy, aby wszyscy z naszego otoczenia to ciepełko mogli odczuć.
Ho! ho! ho!
Ale się mi powiedziało/napisało... teraz idę sprawdzić, czy na moim podwórku wszystko gra.

A chyba nie, bo Gustaw po kociemu coś mi właśnie nagadał, chodzi chyba o jakąś miskę... że co? pusta?
Niegrzeczna miseczka...