niedziela, 10 stycznia 2010

Zupa cebulowa

Zimno, śnieg zasypał świat, mróz zamroził resztę...
Warto rozgrzać się smakowitą zupą cebulową...






Jest szybka i łatwa. I zawsze smaczna.
Proporcje nie mają znaczenia, więcej lub mniej czegokolwiek nie zepsuje zupy.
 Może być albo bieda-zupą albo wytwornym daniem.

Możemy zrobić wg przepisu lub nie, to zupa, którą trudno zepsuć. Jeśli tylko mamy wrażliwe kubki smakowe i to, co mamy, będzie dobrze doprawione.

Możemy mieć wszystkie składniki, ale sama cebula, woda, zeschły ser żółty i stare bułki wystarczą. A jeśli akurat tak się zdarzy, to znaczy, ze mamy do czynienia z gospodarstwem studenckim, więc i wino się znajdzie. A jak już będzie wino, to zupa będzie tak po francusku wykwintna, że proszę siadać!

Przyda się:
-  5-6 cebul (oprócz zwykłych można dać białą czosnkową - albo nie)
-  masło lub oliwa do podsmażenia
-  bulion
-  ser żółty (ementaler lub gruyere dla smakoszy)
-  szklanka białego, wytrawnego wina (lub półwytrawnego - nie grymaśmy)
-  sół, pieprz, tymianek (jak ktoś lubi) i 2 listki laurowe



Cebule kroimy w piórka, dusimy na maśle (można pół na pół z oliwą -  albo nie) do przezroczystości (może to potrwać 20-30 min). Uważamy, żeby nie przyrumieniła się za mocno, bo będzie gorzka. Można posypać tymiankiem i wrzucić listek laurowy, drugi przykleić dumnie na czoło (jako zapowiedź wieńca laurowego), bo już jesteśmy w połowie zupy.

Pod koniec dla zagęszczenia posypujemy (albo nie) solidną łyżką mąki, podrumieniamy lekko.
Wlewamy (albo nie)1/2 szklanki (lub więcej) białego wina.

Gdy lekko odparuje dolewamy wywar warzywny, bulion (może być z kostki).
Gotujemy na małym ogniu 15 - 20 minut.
Doprawiamy solą i pieprzem. Wyławiamy listek laurowy i jako kolejny przyklejamy do dumnie podniesionego czoła. Już jesteśmy na finiszu!

Miksujemy (albo nie) - jak lubimy. Jak piórka pokrojone jak należy, to mają swój urok. Jak nie zagęszczona mąką - tym bardziej bedzie wykwintna bez miksowania.

Z bułki ( lub chleba) robimy grzanki (kromki).
Albo nie robimy, tylko podajemy gotowy groszek ptysiowy.
Lub sami robimy groszek ptysiowy... oops... przesadziłam?

Jeśli robimy grzanki, to albo zapiekamy w tosterze, albo posmarowane masłem kromeczki zapiekamy w piekarniku.
Albo zamiast grzanek przyrumieniamy na patelni pokrojone w kostkę pieczywo. I też dobrze.
W końcu lubimy mieć wybór!

Zupę wlewamy do żaroodpornych miseczek, na wierzch kładziemy grzankę, posypujemy grubą warstwą startego żółtego sera i zapiekamy w temp 180-200 st. C, aż ser się stopi i zrumieni, a zupa będzie smakowicie bulgotać.

Wygłodzonym stołownikom i tak będzie smakować. Niedostatki w smaku pokryje temperatura - i tak nie poczują nic poparzonymi językami.
Dla ochłody podamy im resztę wina, zapewniając tym sobie ich pełne zadowolenie i pochwały.
Wino wszak to napój bogów... i swoje działanie posiada.
Trawestując powiedzenie klasyka (nie ma kobiet brzydkich tylko wina czasem brak)
nie ma zup niesmacznych, tylko wina czasem brak...

...

7 komentarzy:

  1. Zupę cebulową uwielbiam :-) Choć robię ą trochę inaczej-est pyszna i energetyczna. W sam raz na srogą zimę.
    Ale ale -masz piękne kokilki na zupę :-) Od razu z przepisami-super !

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawdę mówiąc, ja też za każdym razem robię inaczej ;) Jestem okropnie niezdyscyplinowana, jeśli chodzi o przepisy.
    Kokilki kupiłam jeszcze jako młoda mężatka, w czasach, dgt jeszcze sklepy świeciły pustkami i nie było co do tych kokilek włożyć. Planowałam kiedyś ugotować te potrawy z opisów, ale - niestety - nie udało się.
    Do dziś nie wiem dlaczego?
    Tak szybko zapominamy? nudzimy się? odkłądamy na później? coś innego odwraca naszą uwagę? Tyle fajnych pomysłów nie zostaje zrealizowanych, a my ciągle gonimy za nowymi...

    ...ależ głęboka refleksja mnie naszła przy tej zupie :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale masz nosa... zaglądam dzisiaj do torby z warzywami i myślę sobie: "Na co ja tyle tej cebuli kupiłam?...". No i już wiem na co :) Nawet bulion mam, gotowany wg.Pięciu Przemian - kwintesencja wywaru i energii. Po takiej zupie mam nadzieję dostać energetycznego kopa do pracy. Chociaż bardziej przydałby mi się przepis na wydłużenie doby przynajmniej o 4 godziny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja bym wolała przepis na wytopienie na patelni sadełka z bioderek ;)
    na czas już dawno machnęłam ręką...
    przestał być wrogiem, został przyjacielem ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Co do głębokie refleksji to masz rację: głowa pełna pomysłów i planów a udaje się zrealizować tylko nieliczne...Czy się nudzimy ? Nie -raczej czasu nam nie starcza na wszystko co by się chciało "zdziałać".
    A propos planów planowałam że odnowię znaomość z szydełkiem i udało się: zrobiłam pierwsza śnieżynkę. Wiem że po świętach ale przecież zima trwa ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. czy mozesz zdradzic gdzie sa kupione te cudne naczynia. z gory dziekuej

    OdpowiedzUsuń
  7. bry lanciaro -> te naczynia są z zeszłego tysiąclecia, a konkretnie pamiętają wczesne lata osiemdziesiąte. Kupione były w sklepie typu groch-mydło-i-powidło, na półce między krochmalem, garnkami emaliowanymi i ceratowymi obrusami :)))

    OdpowiedzUsuń