niedziela, 16 maja 2010

Sezamie, otwórz się...

Opuściłam Kraków z jego Wawelem, by spędzić uroczy dzień na miłej imprezie rodzinnej w "małym Wawelu", czyli na zamku w Baranowie Sandomierskim.
Z lat młodości pamiętam to miejsce jako podupadającą "perłę renesansowej sztuki", która lata świetności dawno ma już za sobą, a szafarze kultury ówczesnej zainstalowali tam ideowo słuszne Muzeum Zagłębia Siarkowego.
Pamiętam lekko zaniedbany ogród, wyschnięte fontanny, dawne stajnie przerobione na hotel usiłujący zarabiać na swoje utrzymanie, dziedziniec z krużgankami przywodzącymi na myśl krużganki wawelskie, na którym odbywały się w ciepłe, letnie wieczory koncerty lub przedstawienia teatralne...
Owa "perła renesansowej kultury" (przypisywana Santi Gucciemu) kojarzyła się dobrze już chyba tylko tym, którzy na co dzień nie widzieli, jak niszczeje. Przyjeżdżali więc np.  reżyserzy:
- tu była siedziba hetmana Jana Sobieskiego w "Czarnych chmurach", po tych schodach zbiegała Anna do pułkownika Dowgirda;
- tu kręcono sceny  do Barbary Radziwiłłównej;
- tu wreszcie w "Klejnocie swobodnego sumienia" osobiście statystowałam jako dwórka
(z całą grupą licealistek, które wyciągnięto z lekcji /ku ich uciesze/, a jedynym warunkiem były długie, dające się podpiąć włosy /a nie talent, ani uroda/
...
To w zamierzchłych czasach słusznie minionej epoki...
a teraz...
Przepięknie odnowiony, reprezentacyjny  zamek, z zadbanym ogrodem, wynajmowany na imprezy, bankiety, sympozja robi rzeczywiście imponujące wrażenie. W pomieszczeniach na piętrze urządzono Muzeum Wnętrz, można oglądać baszty, galerię, komnaty...



Ale wracając do czasów zupełnie dzisiejszych, a konkretnie do dzisiejszego dnia - miałam przyjemność obiadowania w reprezentacyjnej sali portretowej ( z portretami królów polskich), sąsiadującej z przepiękną Galerią Tylmanowską, kapiącą stiukami, po jednej stronie z rzędem olbrzymiej wielkości obrazów z kwiatami (motywy wprost dekupażowe),



a po drugiej z olbrzymimi włoskimi wedutami...
zobaczyłam i ...oniemiałam! Trzy największe przedstawiały miasta mojej wyprawy o ukochanej Italii, którą rozpoczynam jutro...
Oto one:



Kto pierwszy zgadnie co to za miasta?

Z przyjemnością przesiedziałam tam całe popołudnie ciesząc się w duchu,że pada i nie trzeba wychodzić do ogrodu ;)))

A teraz coś z mojego podwórka, czyli decoupage. Sztuka lżejsza, dostępniejsza i równie przyjemna.
Kufer dla młodej damy na prawdziwe skarby:




6 komentarzy:

  1. Gdy tak czytam i się zachwycam myślę sobie z dumą że mamy tyle skarbów w Polsce.
    Piękne miejsce i jak to dobrze że odnowione i że można je podziwiać i chłonąć sztukę :-)
    Co do miast to obrazach jest Florencja i Rzym...i chyba Wenecja ? Jak ja Ci zazdroszczę tej podróży ;-) i tego że zakosztujesz innej pogody.
    A kuferek to cudeńko ! Skąd Ty znowu miałaś tak piękny motyw doniczkami pełnymi kwiatów ? Wszystko oczywiście przepięknie wykończone z migoshiowym rysem :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczęśliwej podróży :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że masz duże zdjęcia kwiatów w jakości reprodukcji. To byłoby dobre wydruki do decoupage!

    Pozdrowienia Thomas

    OdpowiedzUsuń
  4. ŚLICZE,PIĘKNE to wszysko!Pozdrawiam Strzelec z Krakowa

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak to się wszystko na tym pięknym świecie w kółko kręci!Ty Migoshiu w podróż do Italii po wrażenia i zachwyty, a ja z Italii do Polski wyjechałam ukoic małe tęsknoty.Zaraz po powrocie zajrzałam do Ciebie i znowu ciekawie, z nową porcją wiedzy.Na "portretach miast" rozpoznaję Wenecję, Florencję i Rzym.Szkatułka na bibeloty urocza.Życzę moc wrażen w podróży po un bellissimo paese. Bożena

    OdpowiedzUsuń
  6. szkatułka piękna,bogato ozdobiona,a jednak wciąż delikatna...
    i kolejna cudna opowieść...
    pozdrawiam
    Anita

    OdpowiedzUsuń