wtorek, 28 września 2010

Prasowanie po świecach... przy świecach


Nadeszła jesień. Nieproszona, ale na razie piękna. Z czekoladowymi kasztanami i złotymi liśćmi klonów.
Ale już ostrzega, że nie zawsze będzie taka zachwycająca i młoda.
Już straszy pomarszczonymi przedwcześnie  liśćmi kasztanów, moczy łzami szyby i buty, więzi za ołowianymi chmurami słońce. Więc nie dajcie się zwieść jej pozornym urokiem.
Bo będzie strasznie - będzie wiało, będzie lało, będzie ciemno już po południu... będzie szaro, mokro, zimno i łyso. Tak, jesień będzie łysa, stara i łysa... jak tylko pozrzuca wszystkie liście.
Trzeba się przygotować.
W słoikach pozamykać wszystkie kolory i aromaty lata, złote dynie i miody, rumiane jabłka i pomidory, zielone ogórki i zioła, różane cukry (moje ostatnie odkrycie na blogu Green Canoe). Kupić ciepłe kapcie, uszyć wygodne poduszki, utoczyć lub ozdobić świece. Te ostatnie przydadzą się do obrony podczas napadu jesiennej depresji, gdy szaruga za oknem otoczy nas ciasnym kordonem, przez szczeliny zacznie wiać zimnem, a smuteczek zacznie nas osaczać...
Zostaniemy bezpieczni w kręgu światła naszej świecy...




W ramach tych przygotowań do stawienia czoła jesiennej chandrze zabrałam się do pracy.
Do prasowania. 
Nie lubię prasowania, bo zawsze jest go za dużo (och, Miro, przy żelazku zawsze tęsknie myślę o Tobie). Ale tu akurat nie było za dużo prasowania, choć świeca całkiem spora.



Zgromadziłam zapasy - suszone kwiatki, preparowane listki, maleńkie kamyczki, wszystko, co jest płaskie i wytrzyma 3 sekundy masażu  gorącym żelazkiem (przez papier do pieczenia). No i  zdobyłam wielką świecę o płaskich bokach, wygodnych pod żelazko.

Jeśli nie mamy wprawy, na początek możemy popróbować drobne elementy wtopić w świecę rozgrzanym nad płomieniem nożem.
Inne rzeczy (kamyki, muszelki itp.) można przykleić  "na masę" (specjalną do świec lub jakąś zwykłą modelarską).
(masę nakładamy szpachelką lub palcem, "paćkamy" lub rozgrabiamy widelcem i na mokrą przykładamy drobne elementy; trzymają się świetnie i po wyschnięciu nie odpadają)

Rozebrałam świecę do rosołu, ułożyłam  na brzuszku, jak do masażu, podłożyłam jej wygodny ręczniczek (papierowy), na pleckach poukładałam listki i kwiatki. Przykryłam papierem do pieczenia i powoli przejechałam ciepłym żelazkiem. Ostrożnie zdjęłam papier... pojedynczy niesforny płatek, który odstawał od łodyżki pogłaskałam rozgrzanym nad płomieniem  nożem. Posłusznie przytulił się do świecy.
Kamyki "masowałam" żelazkiem rozgrzanym na maxa (też przez papier). Pasek na samym dole posmarowałam metaliczną masą w kolorze fuksji i posypałam kamykami, delikatnie je przyciskając, żeby zatopiły się lekko w masie (mniej więcej "po kolana").
I już!
Takie prasowanie lubię - szybkie, efektowne. I składać nie trzeba.
Polecam ;)))

9 komentarzy:

  1. Trochę się przygotowałam do tej szarej, słotnej i mokrej jesieni, bo konfitury ze śliwek smażyłam, ale szkopuł w tym, że świecy usmażyc się nie da, a prasowac nie lubię - he he he. Twoja prasowana kompozycja bardzo mi się podoba.Ten listek zdaje się szybowac unoszony podmuchem wiatru.Bożena

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny pomysł i wspaniały efekt!
    Pozdrawiam
    Anka

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam świece mam na ich punkcie bzika:)
    Bardzo mi sie podoba Twoja metoda

    OdpowiedzUsuń
  4. I ja nie wyobrażam sobie najbliższego półrocza bez sporego zapasu świec, lampionów, latarenek, których światło nie tylko rozjaśnia wieczory ale też otula nas i nasze wnętrza jakimś takim pięknem. Może kiedyś spróbuje na moment odłożyć mężowskie koszule i pobawić się prasowaniem świec.
    Miło mi bardzo, że Ci się kojarzę, szkoda że z taką nielubianą czynnością, ale i tak mi się "micha" cieszy. Pozdrowienia spod chmurnego nieba.

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękna świeca :-) Taka roślinna jak lubię.
    Tylko oczywiście szkoda by mi było ja palić...choć trzeba się przełamać. Przecież można zrobić następną -jeszcze piękniejszą :D

    p.s.
    A czy pamiętasz o obiecanych kwiatuszkach na dziś ? Ale jestem interesowna ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Takie grube świece wypalają fajny tunelik wgłąb, zostawiając ścianki nienaruszone. Potem w środek można włożyć małą tea-lihgtową świeczkę i robi się piękny lampion, ładnie podświetlający ścianki. No i taka świeca ma przez to dłuuuugi żywot.
    Taka oszczędna, krakowska wersja ;P

    OdpowiedzUsuń
  7. Miro, to skojarzenie jest bardzo pozytywne, pomaga mi z większą życzliwością popatrzeć na stosy rzeczy do prasowania.
    Bardzo lubię pranie (tzn. w pralce) i potem rozwieszanie, mam swój system, sposób segregacji, kolejność i sposób wieszania,i cierpię jak ktoś to za mnie zrobi, bo uwierają mnie nierozprostowane zmarszczki, nieroztrzepane rękawy, rozciągnięte "chomąta" pod szyją i t-shirty na boki, bolą pomieszane skarpetki i w ogóle...

    No a jak się tak namiętnie pierze, to potem trzeba prasować i tu jest problem - w ilości
    ;P

    OdpowiedzUsuń
  8. cyryllo -> kwiatki! oczywiście! już biegnę przygotować ;)

    OdpowiedzUsuń