piątek, 26 marca 2010

Struś w różach lub róże w strusiach

Jako że wiosna nieśmiało ruszyła, ja ruszam jej z odsieczą - dziś kwiatowo na strusiu, trochę wieje i kropi, więc płatki  lekko poruszone trójwymiarowo, a krople rosy drżą na listkach...

 

środa, 24 marca 2010

Deser ze strusia

Po pieczystym - czas na deser:
waniliowo-jeżynowy koktajl, z aromatem kwiatów i owoców leśnych, zbieranych o poranku, z ledwo strząśniętą rosą...



I do tego przepis na leciutkie jak obłoczek ptasie mleczko o smaku owoców leśnych (dietetyczne, bo post):

Bierzemy chudziutkie (jak Kate Moss) mleko w ilości - powiedzmy - przyzwoitej półlitrówki, wkładamy na 2 godzinki do zamrażalnika. Ma się nam zrobić taka zmrożona masa, grudki lodu, takie igiełki szronu
(nie wiem, jak to nazwać)
Galaretkę o smaku owoców leśnych
(bądź inną, ale na dziś obowiązuje kolor jeżynowy)
rozpuszczamy w 1/3 szklanki gorącej wody, dobrze mieszamy do dokładnego rozpuszczenia, studzimy (może być lekko ciepła).
Mleko wlewamy do wysokiego naczynia, miksujemy intensywnie na wysokich obrotach

(jak ktoś ma Zeptera lub Termomixa - jak najbardziej wykorzystać proszę)

wlewając rozpuszczoną galaretkę. Miksujemy do momentu powstania puszystej piany

i teraz najlepiej byłoby naczynie przykryć specjalną przykrywką i wypompować powietrze, ale gdy takiego sprzętu brak po prostu

rozlewamy do pucharków i wkładamy do lodówki, aby galaretka wystygła do końca.

Łakomczuszki mogą udekorować kleksem z bitej śmietany w wersji light (śnieżka czy cuś  w ten deseń), a hardkorowcy prawdziwą bitą śmietaną, zapobiegliwi i gospodarni mogą wyjąć z zamrażalnika uzbierane osobiście i zamrożone latem jeżynki (zwane niekiedy "dziadami")

Pyszny, lekki i bez tego kleksa naprawdę dietetyczny. Podobno. Dla innych.
Bo ja tyję z samego patrzenia. Taka uroda...

wtorek, 23 marca 2010

Struś a la Faberge

Nie będzie to przepis na świąteczne pieczyste, ale jak najbardziej na wielkanocny stół ;)


Otóż popełniłam jajo strusie, wykorzystując piękne i nowe wzory papieru ryżowego "damy". Zauroczyła mnie zwłaszcza ta brunetka z podpiętymi z tyłu lokami, do złudzenia przypominająca wielką i niespełnioną miłość Grottgera - Wandę Monne.
Słodkie kwiaty z mojego ulubionego "girlandowego" papieru ryżowego, idealnie kryjąca złota metaliczna farba akrylowa na dolną połówkę i reliefy z konturówki złotej drżącą ręką kładzione... wszystko pokryte błyszczącym lakierem.
Ponieważ natychmiast po dokończeniu pracy jajo jako prezent powędrowało w godne ręce pewnego zacnego Józefa-solenizanta, nie zdążyłam ani się nim nacieszyć, ani porządnie sobie sfotografować.
Dlatego przepraszam za dziwaczną deformację - usiłowałam jednoczenie uchwycić wzór na czubku i bok, więc nie widać proporcji, że damy są na środku, a dolna złota połowa równoważy biel górnej. Ale musicie mi wierzyć na słowo...



Rozsmakowałam się w strusich jajach, w kolejce czekają następne...