czwartek, 6 stycznia 2011

Epifania

Uczeni w Piśmie wiedzieli, gdzie musiał się narodzić Mesjasz – ale siedzieli całkiem spokojnie w Jerozolimie. 
Trzej królowie zdani byli tylko na plotkę – ale ta plotka tak ich poruszyła, że podjęli długą podróż.  
Søren Kierkegaard 

Kacper + Melchior + Baltazar
czy raczej
Christus Mansionem Benedicat
(Chrystus Mieszkanie Błogosławi)

("The Journey of the Magi" James Jacques Joseph Tissot, wikimedia)

Trzeba pilnować właściwej gwiazdy, oświetlającej dobrą drogę, aby na końcu wędrowania PRAWDA nam się objawiła...
A tymczasem, na krótki przystanek, proponuję opowieść o Czwartym Królu...

Wprawdzie pisałam to już rok temu, ale wracam do tej opowieści co roku.
I Wam też polecam.
Coby nam się Trzej Królowie nie zaczęli kojarzyć li tylko z trzema klawiszami Ctrl Alt Delete albo z dłuższym weekendem na nartach.

I na deser żartobliwie o  odwiedzinach w stajence ;)

...

4 komentarze:

  1. Z miłą chęcia przeczytałam to, co polecasz.
    Warto się czasem zatrzymać, poświęcić chociaż by parę chwil na przemyśleni dokąd zmierzam i dokąd zmierza ten nasz świat...?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ano, warto zwolnic i pomyśleć nad celem drogi, którą się zmierza. Dziękuję :* Pozdrawiam, noworocznie życząc wszystkiego co najlepsze

    OdpowiedzUsuń
  3. Małgosiu bardzo dziękuję za życzenia i odwiedziny na moim blogu. W ostatnim czasie jestem skupiona na wnuku i poświęcam mu wiele uwagi, czasu i energii. Inne sprawy zaniedbałam, ale powolutku zaczynam odnajdywac czas dla siebie. Bardzo lubię odwiedzac twoją stronę. Dziękuję, że się dzielisz tym co zajmuje twoje myśli. Ode mnie
    wiersz Thomasa S.Eliota "Podróż trzech króli"
    "Mroźna to była wyprawa;
    Najgorsza pora roku
    Na podróż, zwłaszcza tak długą:
    Drogi tonące w śniegu i lodowaty wiatr,
    Najokrutniejsza zima.
    Rozdrażnione wielbłądy, pokaleczone, zbolałe,
    Kładły się w mokrym śniegu.
    I było nam czasem żal
    Letnich pałaców na wzgórzu, osłonecznionych tarasów,
    I jedwabistych dziewcząt roznoszących napoje.
    Poganiacze wielbłądów klęli i złorzeczyli,
    Żądali napitku, kobiet, przepadali bez wieści,
    Nocne ogniska gasły, nie było gdzie się schronić;
    A miasta były wrogie, mieszkańcy nieprzyjaźni,
    Wioski brudne i chytre, za wszystko żądano złota.
    Ciężka to była próba.
    Wędrowaliśmy w końcu już tylko w ciągu nocy,
    Śpiąc byle gdzie i płytko,
    I słysząc w sobie głos, który powtarzał w kółko:
    To jest czyste szaleństwo.

    Aż któregoś poranka, śniegi mając za sobą, zjechaliśmy w dolinę,
    Łagodną, żyzną, wionącą zapachem wielu roślin
    (...)
    Nikt jednak tam nic nie wiedział; ruszyliśmy więc dalej
    I dopiero pod wieczór, prawie w ostatniej chwili,
    Trafiliśmy w to miejsce – można powiedzieć – właściwe.

    Pamiętam, było to dawno;
    Dziś bym postąpił tak samo, tylko trzeba zapytać
    Trzeba zapytać
    O to: czy cała ta droga nas wiodła
    Do Narodzin czy Śmierci? Że były to Narodziny, to nie ulega kwestii,
    Mieliśmy na to dowody. Bywałem świadkiem narodzin i byłem też świadkiem
    śmierci,
    I było dla mnie jasne, że są to różne rzeczy; jednak te narodziny
    Były dla nas konaniem, ciężkim jak Śmierć, śmierć nasza.
    Wróciliśmy do siebie, do naszych starych Królestw,
    Ale w tym dawnym obrządku jakoś nam już nieswojo,
    Obco wśród tego tłumu zapatrzonego w swe bóstwa.
    Rad byłbym innej śmierci.

    Wiersz spóźniony, ale warty poznania.Pozdrawiam. Bożena

    OdpowiedzUsuń
  4. dziękuję, Bożenko... wzruszający, piękny wiersz...

    a dla wnucząt babcie są bardzo ważne, musimy dać radę ;)))

    pozdrawiam cieplutko i babcinie

    (moja wnusia /17-msc/ już mówi "babusia" - wtedy wymiękam...)

    OdpowiedzUsuń