czwartek, 2 lutego 2012

Gasimy już świeczki na choince

Święta, święta i... po świętach.



Uroczystość Ofiarowania (Pana Jezusa) lub Oczyszczenia Najświętszej Maryi Panny (tzw. Matki Boskiej Gromnicznej), obchodzona 2 lutego, jest ostatnim świętem okresu Bożego Narodzenia. Dlatego chowa się tego dnia żłóbki, jeśli nie usunięto ich już po oktawie Trzech Króli, w domach rozbiera się choinki, a w kościołach święci świece.
Święto to obchodzono w Jerozolimie już w drugiej połowie piątego wieku procesją z zapalonymi świecami. Najprawdopodobniej tam je też najpierw wprowadzono, a stamtąd rozpowszechniło się po całym świecie. 




"Ze wszystkich świąt Matki Boskiej najuroczyściej obchodzono święto Matki Boskiej Oczyszczenia, czyli Matki Boskiej Gromnicznej. Uroczystość ta nastraja wiernych poważnie, a obrzędy z nią związane nasuwają myśli o znikomości rzeczy światowych, o godzinie śmierci, na którą zawsze powinniśmy być przygotowani, gdyż nie wiemy "dnia i godziny".
Nazwa "Gromnicznej" pochodzi od zwyczaju święcenia w kościele świec woskowych, zwanych gromnicami, które chronić mają od gromów i wszelkich niebezpieczeństw. Świece te wyrabiano dawniej w domu z własnego wosku pszczelnego, dziś kupuje się gotowe, wykonane fabrycznie. Przed zaniesieniem do kościoła przystrajają często gromnice kwiatami sztucznymi i kokardami; w Lubelskiem owijają lnem i ozdabiają koralami lub paciorkami; w innych znów okolicach okręcają świece długimi kolorowymi stoczkami, tak zwanymi biażejkami. Nazwa "błażejek" pochodzi od dawnego zwyczaju zapalania stoczków w dzień świętego Błażeja, 3 lutego, podczas święcenia gruszek i jabłek, których lud używał jako lekarstwa na ból gardła.
Gromnice, przyniesione do kościoła, poświęca ksiądz przed sumą, odmawiając przy tym specjalne modlitwy, poczem odbywa się procesja z zapalonymi gromnicami, na pamiątkę przyniesienia Dzieciątka Jezus po raz pierwszy do świątyni Jerozolimskiej. Płonące świece trzymają wierni przez czas nabożeństwa, bacząc uważnie, by która nie zgasła, co byłoby złą wróżbą dla tego, który ją trzyma.
Zapaloną gromnicą błogosławi gospodarz, wróciwszy z kościoła, pola swoje, podwórze, zwierzęta, robi kopciem znak krzyża nad drzwiami i oknami domu, aby zabezpieczyć dobytek od gromów, nawałnic i gradów. Dym ze zgaszonej gromnicy stara się lud wchłaniać w siebie jako ochronę przed bólem gardła.
Gromnice poświęcone przechowuje się nad obrazami świętych, posługując się nimi w ważnych i groźnych momentach życia. Z gromnicą zapaloną wychodzi się naprzeciw kapłanowi, niosącemu choremu ostatnią Pociechę, a w chwili śmierci daje się konającemu gromnicę do ręki, by uprosić dla niego wstawiennictwo Matki Boskiej. W czasie burzy i gromów stawiają zapaloną gromnicę w oknie lub przed obrazem Najświętszej Panny, a gdy pożar wybuchnie w pobliżu, wynoszą płonącą gromnicę przed dom, odmawiając litanię i modlitwę o odwrócenie niebezpieczeństwa.
Ponieważ od "Gromnic wilcy stadem dochodzą", uważano z dawien dawna Matkę Boską Gromniczną jako opiekunkę zagród i ludzi, chroniącą przed napaścią wilków. Tego dnia nikt nie odważał się chodzić do lasu z obawy przed rozzuchwalonymi wilkami.
Z pogody, jaka jest w dzień Matki Boskiej Gromnicznej, wnioskują gospodarze, jak długo będzie trwała zima i jakie będą urodzaje. I tak - długie sople lodu, zwisające z dachu, zapowiadają niezwykły urodzaj marchwi; szron zaś pokrywający drzewa, obiecuje obfity plon w sadach. Według wierzeń ludu nawet zwierzęta wysnuwają rzekomo wróżby ze stanu pogody w dzień Matki Boskiej Gromnicznej. Niedźwiedź n. p. burzy swoją budę, jeżeli dnia tego jest duży mróz, a naprawia ją, o ile jest odwilż, bo czuje, że długa będzie jeszcze zima."
(źródło:http://msza.net/i/rb_mbg.html)

środa, 1 lutego 2012

Tego nie robi się kotu...

Po cichutku, na paluszkach odeszła na tamten brzeg, zabierając w kieszeni wielki kawał mojej młodości...

Dziękuję Jej za wzruszenia i chwile zachwytu przy jej wierszach, za to, że  nie mogły być recytowane, a musiały być powiedziane. Dobrze i mocno powiedziane. Dzięki temu ja, egzaltowana nastolatka, przeszło 30 lat temu, mogłam przekonywająco opowiadać na konkursach recytatorskich o kondycji tego sto pociech, bądź co bądź człowieka... Za tamte  moje małe sukcesy też Jej dziękuję.
Na długo przed sztokholmską nagrodą była dla mnie największą Poetką. Byłam dumna, po otrzymaniu nagrody Nobla, że ja już wcześniej poznałam się na Niej. I byłam z Niej dumna, że Ona nic a nic się nie zmieniła.
Pani Wisławo... dziękuję...


Nie lubiła być fotografowana, więc tu żartobliwie pozowała w masce.

Zachciało mu się szczęścia, 
zachciało mu się prawdy, 
zachciało mu się wieczności, 
patrzcie go! 

Ledwie rozróżnił sen od jawy, 
ledwie domyślił się, że on to on, 
ledwie wystrugał ręką z płetwy rodem 
krzesiwo i rakietę, 
łatwy do utopienia w łyżce oceanu, 
za mało nawet śmieszny, żeby pustkę śmieszyć, 
oczami tylko widzi, 
uszami tylko słyszy, rekordem jego mowy jest tryb warunkowy,
rozumem gani rozum, słowem: prawie nikt, 
ale wolność mu w głowie, wszechwiedza i byt 
poza niemądrym mięsem, 
patrzcie go! 

Bo przecież chyba jest, 
naprawdę się wydarzył 
pod jedną z gwiazd prowincjonalnych. 
Na swój sposób żywotny i wcale ruchliwy. 
Jak na marnego wyrodka kryształu - 
dość poważnie zdziwiony. 
Jak na trudne dzieciństwo w koniecznościach stada 
nieźle już poszczególny. 
Patrzcie go! 

Tylko tak dalej, dalej choć przez chwilę, 
bodaj przez mgnienie galaktyki małej! 
Niechby się wreszcie z grubsza okazało, 
czym będzie, skoro jest. 
A jest - zawzięty. 
Zawzięty, trzeba przyznać, bardzo. 
Z tym kółkiem w nosie, w tej todze, w tym swetrze. 
Sto pociech, bądź co bądź. 
Niebożę. 
Istny człowiek.