czwartek, 18 marca 2010

Fabryka jajek - ciąg dalszy...


Produkcja w toku, fabryka pracuje pełną parą, kończą się materiały, jaja strusie "wyszły", czekam na nową dostawę, świeże serwetki "dowieźli", ale trzeba zamówić lakiery, pracownicy (w liczbie "jeden") zaczynają grozić strajkiem, dyrekcja grozi zwolnieniem...
(chyba opanowuje mnie lekka schiza?!)...
Pracownik z działu reklamy odpowiedzialny za kontakt z mediami źle przeprowadził sesję zdjęciową (co za kadrowanie, dołu za dużo, góra ucięta!) - jego też wywalę na zbity pysk...
W hali produkcyjnej podczas przenoszenia jajka z działu suszarni do magazynu szeregowy pracownik upuścił drogocenne faberge z damami na podłogę!!! i wyobraźcie sobie - nic się nie stało!
(dostał tylko naganę)
A damy, jak na damy przystało, wdzięcznie poodbijały się od dywanu, z lekkim podskokiem i obrotami zatrzymały się po kilku metrach. I nic, żadnego draśnięcia, odprysku, pęknięcia! Kkto by przypuszczał, że wydmuszki gęsie są takie wytrzymałe!



A oto mój zestaw ulubiony - strusie i gęsie z motywem tzw. girlandy w przesłodkie różyczki:


Nie mogę się nasycić motywami różanymi, powojowymi, jeżynowymi. Zostały we mnie jakieś niezaspokojone potrzeby z epoki głębokiego dziewczyńskiego prekambru...
Pamiętam zapach kwiatów "do rzucania" w czasie procesji Bożego Ciała, rozgrzanych upałem powojów i dziewanny na żółtym piasku za domem, przewianych wiatrem  róż (tych pachnących, jadalnych) nad morzem, stokrotek i koniczyny zrywanych do wianka... wszystko z głębokiego dzieciństwa.
I chodzą za mną wszystkie te zapachy, i wszystkie te kwiatki, te zerwane i niezerwane, na równi mnie prześladują, i dorosnąć nie pozwalają!
I - stara baba - wciąż naklejam różyczki, różyczki, różyczki... I końca nie widać!



I w tym roku większość jajeczek ma wzory kwiatowe! A tyle podkładałam pięknych, ornamentowych serwetek z myślą o nich... niestety... jakoś tak powycinały się i ponaklejały te kwiatowe. Ech, ci niezdyscyplinowani pracownicy!
;)

niedziela, 14 marca 2010

Hurtem

Dzisiaj za jednym zamachem trzy tematy wrzucę:

1. Dokładka na deser ( w temacie "wystawy sklepowe" z poprzedniego postu) dla dużych kobietek absolutnie dorosłe i zupełnie nieminiaturowe światy ( nieminiaturowe także cenowo) z włoskim szykiem  podane, coby paść nasze oczy:


2.  Zarobiona jestem (w temacie "decoupage"), co może usprawiedliwi, że nie pokazuję na razie nic nowego, ale fabryka pisanek pracuje pełną parą.
Pracownia wygląda jakby w panice przeleciało stado drobiu, gubiąc pióra, strzępiąc papier, strzelając na wylot przez jajka - po prostu pobojowisko.
Jedne jaja suszą na sobie farbę, inne świeżo przyklejone motywy, jeszcze inne lakier.
Potem jeszcze trzeba będzie nastroszyć piórka, wstążeczki, pudełeczka... i będzie można spokojnie czekać na święta.
Tyle tylko, że mam wrażenie, że na przyszłoroczne...
bo - jak śpiewała Kunicka (dla młodego pokolenia info: teściowa Anny Marii Jopek) -
"jak ja się wyrobię, jak ja się wyrobię, jak ja się wyrobię..." (* patrz niżej)







3. I ostatnia sprawa - but last not least - spotkało mnie kolejne wyróżnienie, tym razem od Agi  z potrzeby wnętrza


Zasady przekazywania tego wyróżnienia:

1. podziękować osobie, która je podarowała
2. podlinkować ją na swoim blogu
3. podarować 10 osobom
4. wyróżnione osoby podlinkować
5. poinformować je, zamieszczając informację w komentarzach
 

I tu trochę wymiękłam... nie dam rady wyszukać 10 osób, bo:
1. ostatnio ograniczyłam beztroskie surfowanie po blogach, 
2. część znanych mi blogowiczek już dostała ode mnie inne  wyróżnienia, 
3. część już dostała to właśnie wyróżnienie od innych, 
4. a część przystąpiła do akcji "Wyróżnienie? nie, dziękuję"

Pozwolę sobie więc zmodyfikować zasady i ograniczę się do 3 osób (oby je przyjęły ;)))


*) dla zainteresowanych wspomniana tytułowa piosenka Haliny Kunickiej z płyty "12 godzin z życia kobiety"
(tyle lat, a nic się nie zdezaktualizowało...)