czwartek, 28 stycznia 2010

OOAK newborn baby




Dzisiaj trochę prywaty - minęło właśnie 6 miesięcy (albo dla okrągłego rachunku pół roku), jak  mała Czarnooka otworzyła swoje oczęta i popatrzyła na świat.
Niedługo po jej narodzinach zaczęłam swoją przygodę z fimo, a szperając po internecie, natknęłam się na słodkie mini-mini-niemowlęta mieszczące się w dłoni  i natychmiast zachciało mi się zrobić  takiego słodkiego bobasa.
Ponieważ nie miałam specjalnej masy Fimo-Puppen, użyłam zwykłego fimo w kolorze, nazwijmy go umownie - cielistoróżowym.
Konstrukcja jest z drutu aluminiowego, owinięta kawałkami gąbki (takiej spod winogron), naciągnięta na to rajstopa, wymodelowana i obszyta nitką dla wzmocnienia.
Na to trykotowa "bielizna", kombinezonik z dziecięcej skarpetki ze streczem, pasmanteryjna koronka wokół czepeczka, nogawek  i  rękawków.
Włoski wyskubane z pierza  z czarnych piórek , usteczka maźnięte lakierem, żeby się świeciły.

I kołysanka podczas pracy, żeby dzieciątko smacznie spało...

Największa trudność z uchwyceniem podobieństwa - bo takie było założenie.
Ulepić słodką buźkę, z wyglądu podobną zupełnie do nikogo, nie jest trudno, ale to poprawianie, dolepianie, zmienianie, retuszowanie, coby było podobne, to przy takim drobiazgu - męczarnia.
No i noworodkowa uroda jest specyficzna, napuchnięte oczka, przekrzywiony nosek, bąbelek od ssania na górnej wardze, nierozprostowane lub oklapnięte uszko...  hi, hi, hi...



Ale dzięki temu OOAK czyli One Of A Kind - jest absolutnie niepowtarzalna i jedyna na  świecie.

Bo przecież Czarnooka - mimo zamkniętych tu oczek - taka właśnie jest ;)

Aha, i malutka  ma 12 cm.



środa, 27 stycznia 2010

Kwiatowo? zimowo?

Na blogach pełną parą idzie zaklinanie wiosny, więc i ja się przyłączę.

 Proponuję zdekupażowaną bransoletkę, która jest pomostem między zimą (czerwone jagody ostrokrzewu) i wiosną (kwiaty wiśni?)



Kropelki PerlenPena dopełniają całość. W środku lekki połysk złotego werniksu na rozbielonym różu angielskim, całość lakierowana lakierem matowym.
W przygotowaniu kolczyki i wisiorek do kompletu.


A ponieważ w komentarzu do poprzedniego posta dostałam wyzwanie "po powojach - maki"... więc spieszę wykonać:



Na zimowym, świątecznym obrusie, ale już zapowiedź gorących i pachnących dni.
Deseczka pod kalendarz
(kalendarz stary, z 2009 roku, od roku "robi za modela", dla przyzwoitości zakryłam mu rok)
trójwarstwowa serwetka obiadowa, położona w całości metodą "na żelazko".

wtorek, 26 stycznia 2010

Błękitek



Z okien mojego mieszkania widzę tzw. "Błękitek", czyli wieżowiec, jeden z nielicznych w okolicy,

nazwany tak zapewne dlatego, że w jego całkowicie przeszklonej powierzchni odbija się (litościwie) niebo.
Ale niby co ma się odbijać, jak w okolicy nic mu nie sięga powyżej kolan?
Najbliższy - szkieletor, przy sąsiednim rondzie, na szczęście jest zbyt daleko, by się odbijać w szybach błękitka.
(I bardzo dobrze, bo przynajmniej nie straszy podwójnie, wystarczy, że od lat odbija się czkawką mieszkańcom naszego królewskiego grodu.)
No cóż, niewiele powstało budowli od czasów Wawelu, którymi można byłoby ucieszyć oko. A i tej budowli zagrażają koszmarki w rodzaju Zeshratonu (przepraszam, klawisze mi się niechcący omskły - Sheratonu), który przycupnął niebezpiecznie blisko wawelskiego wzgórza...
(właściwie tak blisko wody... że jakby się dobrze zaprzeć... to może by się go zepchnęło do wody?...)
ech, marzenia...
Ale nie miałam o architekturze, tylko o błękitku...
a właściwie nawet nie o błękitku-budynku, bo zaczęło się w ogóle od błękitka u Lacrimy
(która była uprzejma pokazać słodko-kosmate cudo w kolorze blue i zdradziecko przeznaczyć go dla chłopca!...)
ten właśnie błękitek spowodował ciąg skojarzeń, przez błękitka za oknem, kolor blue w duszy, tożsamy z zimowym brakiem słońca, po remanenty pracowniane, w trakcie których błękity wyłażą z kątów, aż po mojego błękitka, który czeka w pogotowiu, gdyby z powodu depresji miały popłynąć łzy...
Mowa o chusteczniku...
Chustecznik ów, przepasany atłasową wstążeczką, złoty dołem, skrakowany górą, wzór kwiatowy ma wypukły - co usiłowałam pokazać na zdjęciach
(przy odrobinie cierpliwości przy oglądaniu slajdów można się tego dopatrzeć)

poniedziałek, 25 stycznia 2010

I jeszcze raz wyróżnienie ;)

Ohohoho!
Wysypał się worek z wyróżnieniami ;)))
Tym razem Lacrima zaszczyciła mnie wyróżnieniem "Kreatywnie bez końca"



Jak każde wyróżnienie i to ma zasady :

1. Wybierz dokładnie 10 blogów robótkowych. Wyślij mailem blogowiczkom/blogowiczom wiadomość ze znaczkiem i informacją o swoim wyborze lub zostaw komentarz na ich stronie.

2. W swoim blogu opublikuj notatkę. Umieść w niej znaczek wraz z linkiem do strony tej osoby, która przekazała Ci wyróżnienie. Umieść zasady wyróżniania oraz linki do wybranych blogów (uzasadnienie wyboru mile widziane).

3. Przekazując wyróżnienie zyskujesz promocję własnej strony i pomagasz odkrywać nowe blogi.



 Zaszczycona, dumna i blada przekazuję je dalej do:


A u Daruhy, w jej małym świecie
apetyczne cukierasy...



niedziela, 24 stycznia 2010

Wyróżnienie

Hu! hu! ha!
Hu! hu! ha!
Idzie zima zła!
Myślałby kto, ze faktycznie... a okazuje się, że nieprawda, że wcale nie zła, bo tu przy największych mrozach
(przy których kotom zamarzają wąsy)
u mnie gorący, rozgrzewający serce i uskrzydlający duszę weekend:



 dostałam wyróżnienie "Kreatywne Koty"od cyrylli , które samozwańczo przeinaczyłam na "Uskrzydlające Koty",

bo takie wyróżnienie zawsze dodaje skrzydeł,
cieszy, że przyjemność (moja z dzielenia się swoimi pasjami) i czytelnika (który chce to czytać i oglądać) jest obopólna
i upewnia, ze warto to robić
;)
Czym prędzej, żeby nie wystygło na mrozie, przekazuję je dalej - do Szajajaby , której twórcza dłubalnia działa inspirująco!

O wyróżnieniu powiedziałam Guciowi, ten to umie się znaleźć - zareagował natychmiast, od razu przemienił się w Gustawa i zasiadł na tronie, przybierając odpowiednią do sytuacji pozę...