(samodzielnie montowane przez małżonka, który teraz okrzyknięty byłby "bohaterem swojego domu"),
okropne białe boki i wnętrze szafy
(bo wtedy była ogromna różnica w cenie białych i drewnopodobnych płyt),
i białe fronty szuflad, widoczne wprawdzie tylko po otwarciu (przesunięciu) drzwi, ale jednak...
Żeby nie było, że szewc bez butów chodzi postanowiłam coś z tym zrobić...
Fronty szuflad dostały nowy look, mój ulubiony motyw serwetkowy, mój ulubiony aksamitno-matowy lakier, moje ulubione okucia stary brąz i ulubione masy perłowe przez ulubiony szablon.
Zdjęcia nie oddają kontrastu między aksamitnym w dotyku motywem a lekko zmieniającymi się w oświetleniu wypukłymi literami. Trudno...
Reszta szafy czeka na dalszy ciąg zmian, a ja wreszcie z przyjemnością otwieram szafę, żeby popatrzeć sobie na szuflady.