czwartek, 7 stycznia 2010

Brownies in a jar czyli ciasto w słoiku


Zainspirowana przez cyryllę zrobiłam dla sympatycznej pary w ich blackjackową rocznicę ślubu prezent do samodzielnego wykonania, czyli "ciasto w słoiku".




Pomysł u cyrylli zachwycił mnie oryginalnością, urodą i dowcipem.
Jak je zobaczyłam na zdjęciu przez dłuższą chwilę w ogóle zastanawiałam się, jak smakuje i jak się je takie ciasto ze słoika, zanim zorientowałam się, że nie jest to gotowe do zjedzenia ciasto ;)


 

W ogóle niech żyją niektóre odmiany łańcuszków typu "jedna pani drugiej pani", bo właśnie tak się rozprzestrzeniają fajne pomysły.
Niefajnym  zaś na pohybel!
A tutaj jedna pani marzek drugiej pani cyrylli i już jest u Migoshi... ;)))





 
 

Pozwolę sobie więc dalej puścić w obieg ten przepis:

Składniki:
do litrowego (0,9 l) słoika


1+1/8  szklanki mąki (podzielone na 3 części)
1/3  szklanki kakao (ja dałam pół na pół zwykłego i bardzo ciemnego)
2/3 szklanki zwykłego cukru
2/3 szklanki cukru brązowego (ja dałam trzcinowy jasnobrązowy typu Demerara i trzcinowy bardzo ciemny z melasą Dark Muscovado)
2/3 łyżeczki soli
1 tabliczka posiekanej czekolady gorzkiej
1 tabliczka posiekanej czekolady białej (ja dałam białą waniliową)
1/2 szklanki posiekanych orzechów włoskich
i dodałam cukier waniliowy,
bo oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie wprowadziła jakiś swoich "ulepszeń" ;)

do tego instrukcja:

wymieszać wszystkie składniki ze słoika, dodać  3 jajka i 2/3 szklanki oleju, i piec 20 -25 minut w temperaturze 180 stopni C.

Ciasto jest klasycznie wilgotne, po amerykańsku ciężkie i po prostu pyszne!

Ja dodałam jeszcze przepis na dobrze wypieczoną miłość, który każdemu polecam:

Wziąć łyżeczkę modlitwy - ale nie żałować, taką dużą, aby nadała całemu dniu woń Ducha nadprzyrodzonego.
Dać porządną garść cierpliwości i zmieszać z utłuczoną masą dobroci - nigdy jej nie jest za dużo.
Do smaku soli mądrości przechowywanej w naczyniu roztropności.
Wanilia dobrego humoru i skórka pomarańczowa życzliwego uśmiechu podnosi smak.
Przydadzą się też rodzynki opanowanych nerwów i spokoju, a za to wystrzegać się za wszelką cenę gorzkich migdałów.
Przyprawę tę podsypać dobrą dozą miłości własnej zmiażdżonej na proszek w moździerzu pokory.
Ciasto wymieszać starannie ręką odpowiedzialności, sumiennie rozwałkować.
Przełożyć konfiturami dobrych uczynków -
wsunąć w piec Żarliwej Miłości Boga i bliźniego.

Uwaga!
nie podawać z egoizmem... 




A bardzo dawno, dawno temu (ponad 10 lat!!!) robiłam ku ozdobie takie oto słoiki do kuchni.

Krakowskim zwyczajem, jak zaległy na szafkach kuchennych, tak stać będą zapewne do dnia sądu ostatecznego. Bo tu się tak szybko rzeczy nie wyrzuca. Wiele z nich pamięta jeszcze c.k. Galicję... Te słoik z lewej - oryginalny Wecka sprzed II. wojny, butelka wyszperana w babcinej spiżarni na pewno starsza ode mnie...

Usypywałam wzorki (pomagając sobie patyczkiem szaszłykowym w celu uzyskania "sopli") z kaszy manny, kukurydzianej, gryczanej, grochu, maku itp.
I żeby nie zalęgło się tam robactwo wierzch zasypywałam warstwą soli. I sprawdziło się to doskonale. W ciągu tych 10 lat miewałam mole czy inne paskudztwa (z wstydem się przyznaję) w różnych, bardzo szczelnych miejscach, ale nigdy w tych słoikach.


5 komentarzy:

  1. Migoshia pyszne prawda ?
    Niestety b. kaloryczne :-/ ale co tam-od czasu do czasu można sobie pozwolić :-)
    Mnie b. smakuje bo jest takie lekko ciągnące i mocno czekoladowe.
    Znalazłam jeszcze kilka przepisów słoikowych i niedługo się podzielę.

    OdpowiedzUsuń
  2. A najważniejsze ! Cudowna karteczka z przepisem i cudowny pomysł zeby ciasto nazwać ciastem miłości małżeńskiej.Marzek się b. spodoba :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny pomysł na prezent takie ciasto w słoiku! Na pewno wypróbuję przy najbliższej okazji.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uśmiecham się do Was słodko i smacznie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny pomysł z tym ciastem, wspaniale wygląda, a jeszcze piękniejsze są te buteleczki na końcu! :)

    OdpowiedzUsuń