Zimno, śnieg zasypał świat, mróz zamroził resztę...
Warto rozgrzać się smakowitą zupą cebulową...
Jest szybka i łatwa. I zawsze smaczna.
Proporcje nie mają znaczenia, więcej lub mniej czegokolwiek nie zepsuje zupy.
Może być albo bieda-zupą albo wytwornym daniem.
Możemy zrobić wg przepisu lub nie, to zupa, którą trudno zepsuć. Jeśli tylko mamy wrażliwe kubki smakowe i to, co mamy, będzie dobrze doprawione.
Możemy mieć wszystkie składniki, ale sama cebula, woda, zeschły ser żółty i stare bułki wystarczą. A jeśli akurat tak się zdarzy, to znaczy, ze mamy do czynienia z gospodarstwem studenckim, więc i wino się znajdzie. A jak już będzie wino, to zupa będzie tak po francusku wykwintna, że proszę siadać!
Przyda się:
- 5-6 cebul (oprócz zwykłych można dać białą czosnkową - albo nie)
- masło lub oliwa do podsmażenia
- bulion
- ser żółty (ementaler lub gruyere dla smakoszy)
- szklanka białego, wytrawnego wina (lub półwytrawnego - nie grymaśmy)
- sół, pieprz, tymianek (jak ktoś lubi) i 2 listki laurowe
Cebule kroimy w piórka, dusimy na maśle (można pół na pół z oliwą -
albo nie) do przezroczystości (może to potrwać 20-30 min). Uważamy, żeby nie przyrumieniła się za mocno, bo będzie gorzka. Można posypać tymiankiem i wrzucić listek laurowy, drugi przykleić dumnie na czoło (jako zapowiedź wieńca laurowego), bo już jesteśmy w połowie zupy.
Pod koniec dla zagęszczenia posypujemy (
albo nie) solidną łyżką mąki, podrumieniamy lekko.
Wlewamy (
albo nie)1/2 szklanki (lub więcej) białego wina.
Gdy lekko odparuje dolewamy wywar warzywny, bulion (może być z kostki).
Gotujemy na małym ogniu 15 - 20 minut.
Doprawiamy solą i pieprzem. Wyławiamy listek laurowy i jako kolejny przyklejamy do dumnie podniesionego czoła. Już jesteśmy na finiszu!
Miksujemy (
albo nie) - jak lubimy. Jak piórka pokrojone jak należy, to mają swój urok. Jak nie zagęszczona mąką - tym bardziej bedzie wykwintna bez miksowania.
Z bułki ( lub chleba) robimy grzanki (kromki).
Albo nie robimy, tylko podajemy gotowy groszek ptysiowy.
Lub sami robimy groszek ptysiowy... oops... przesadziłam?
Jeśli robimy grzanki, to albo zapiekamy w tosterze, albo posmarowane masłem kromeczki zapiekamy w piekarniku.
Albo zamiast grzanek przyrumieniamy na patelni pokrojone w kostkę pieczywo. I też dobrze.
W końcu lubimy mieć wybór!
Zupę wlewamy do żaroodpornych miseczek, na wierzch kładziemy grzankę, posypujemy grubą warstwą startego żółtego sera i zapiekamy w temp 180-200 st. C, aż ser się stopi i zrumieni, a zupa będzie smakowicie bulgotać.
Wygłodzonym stołownikom i tak będzie smakować. Niedostatki w smaku pokryje temperatura - i tak nie poczują nic poparzonymi językami.
Dla ochłody podamy im resztę wina, zapewniając tym sobie ich pełne zadowolenie i pochwały.
Wino wszak to napój bogów... i swoje działanie posiada.
Trawestując powiedzenie klasyka (
nie ma kobiet brzydkich tylko wina czasem brak)
nie ma zup niesmacznych, tylko wina czasem brak...
...