sobota, 16 stycznia 2010

Wyróżnienie - J'adore tien Blog

Spotkała mnie dzisiaj wielka przyjemność:
dostałam wyróżnienie od cyrylli

co znaczy:  Kocham twój blog

Jestem bardzo przejęta, bo to moje pierwsze wyróżnienie. Ponieważ blogowisko jest wciąż nie do końca poznanym przeze mnie światem, więc doszkoliłam się w temacie. I doczytałam, że zasady tego wyróżnienia to:

wyróżnienie może dostać 1 blog, który od dawna odwiedzacie 3 nowe blogi 

 Najdawniej (i najchętniej) odwiedzam blog cyrylli, przez którą w ogóle pomyślałam o założeniu swojego bloga;

potem w kolejności Toskańskie zapiski spełnionych marzeń, w których znajduję atmosferę minionych wakacji w cudownych miejscach i pobudzam nadzieję na szybkie nadejście kolejnego lata;

a z nowych:

nicnierobienie ujął mnie najpierw tytułem, a potem okazał się kącikiem osoby, na którą natykałam się ciągle w sieci buszując po dekupażowych wątkach, i której wiedza rozsiana po wielu miejscach (masa tutoriali i encyklopedia wiedzy) kiełkuje i kwitnie zapewne w wielu dekupażowych pracowniach;


mojemanderlay za piękne szkice, ciepło i wspólną słabość do porannej kawy;


na koniec wpadłam i zostałam zauroczona  urodą zdjęć i życia u Llooki


:)))







piątek, 15 stycznia 2010

Muszla Afrodyty

Był sobie mały, zwykły szklany rożek. Trochę  pospolity, z grubego szkła. Ale zakochał się w bogini miłości, Afrodycie... marzyło mu się, że leży na złotym piasku, owiewany lekką bryzą, opływany ciepłymi falami, a z wód oceanu, wśród piany, wyłania się jego Piękna Pani... wyciąga do niego ręce...




Długotrwałe marzenia sprawiły, że najpierw lekko skręcił się jego kształt we wdzięczną spiralę rogu obfitości... potem życzliwa ręka pomalowała go perłowymi odcieniami farb i pokryła szlachetną patyną spękań, aby upodobnić go do jego pięknych braci i sióstr muszli...
Słyszał z oddali szum płynącej wody i poczuł lekki, ale niewiarygodnie piękny zapach wiosennych kwiatów... powoli otworzył oczy... najpierw oślepił go blask... słońca?... potem zobaczył koło siebie piękną muszlę... obok drugą i trzecią... Wszystkie życzliwie uśmiechały się do niego.




Spojrzał po sobie i ach... nie wierzył własnym oczom... te kolory, ten blask! On też jest równie piękny!
Czyżby właśnie spełniało się jego marzenie?!
Poczuł ciepły wilgotny powiew, zmrużył oczy pod rozpryskującymi się  tęczowo kroplami ze spadającego obok wodospadu, dalej zobaczył pachnącą pianę... jak we śnie... a z tej piany wynurza się... ach... czyżby ona?!
Ona??!!
Znieruchomiał...Niemożliwe!!!

Oczywiście, że niemożliwe! Kto jest tak naiwny, żeby myśleć, że marzenia się spełniają?


...
Więc sięgnęłam ręką po szczoteczkę do zębów, bo lubię kąpać się w pianie z czystymi, umytymi zębami.
Mój pojemnik na szczoteczki stał nieruchomo wśród moich ulubionych muszelek.

Hm... może dobrze, że go kupiłam, choć był taki brzydki i w złym guście...
Chyba nieźle mi wyszedł... a Wy jak uważacie?




czwartek, 14 stycznia 2010

Na słodko...

Dziś na słodko...




Po pierwsze:
mam słabość do słodkości, a po drugie mam skłonność do wpychania swoich "trzech groszy"...
W tym wypadku podkusiło mnie, aby całkiem przyzwoitą, ładną w formie i poprawną w treści cukierniczkę sprowadzić na manowce decoupage. I żeby to jeszcze był dekupaż (od decouper - wycinać), to raczej dekuper (od - wyciąć komuś numer), bo nic t u z wycinania i naklejania, a tylko biała perłowa farba i crackle sottile.




Ale musiałam... inaczej by mnie rozniosło... Zresztą, jak powiedział Cronin:

Jedynym sposobem pozbycia się pokusy jest uleganie jej.

 Więc jej uległam...
I żeby wykazać się konsekwencją, uległam drugi raz, kolejnej pokusie.
Tym razem moje łakomstwo wzięło górę.
Nie mogę czytać przepisów, bo zaraz jestem głodna. Nie mogę nawet czytać powieści, bo jak, nie daj Boże, bohater coś je, to ja już w kuchni pichcę coś dla siebie. Tak było np. z Choromańskim, z którym piłam kawę z gałką muszkatołową i jadłam musakę, a pory od tamtej pory duszę tylko na maśle...
No i co wdepnę na czyjegoś bloga, to zaraz ktoś coś pichci, poleca, podaje przepis...




No to dziś żydowska zupa Jankiela z bloga bobe majse.
Słodka od marchewki i cebuli, a także - uwaga! - od dżemu porzeczkowego!
Przesmaczna, polecam! Właśnie zjedliśmy na obiad. Podobno jeszcze lepsza jest, gdy "się przeżre", czyli smaki się przegryzą. Jutro piątek, więc będzie na sobotę...
Mniam...





wtorek, 12 stycznia 2010

Zagadka

Dzisiaj mam zagadkę fotograficzną.
Czy ktoś wie, gdzie zostało zrobione to zdjęcie?





Dla ułatwienia powiem, że do zamieszczenia go tutaj zainspirował mnie blog bobe majse .

A to do posłuchania:






A może ktoś zna tę piosenkę?
;)))
...

PS
Ponieważ zagadka już rozwiązana (w komentarzach), pokażę więcej:




poniedziałek, 11 stycznia 2010

Fi... fi... fi... fi... fimo psik!

Zaczęłam tego bloga od pokazania zabawy z fimo, więc czas znowu coś pokazać z tej dziedziny.
Oto mini szkatułka (średnica ok. 7 cm) na np. kolczyki lub pierścionki:


 

Fimo "granitowe" dostałam od cyrylli, i bardzo się cieszę, bo może sama nie kupiłabym tego "koloru" wybierając i przebierając w kolorach, a nie mając konkretnego pomysłu.
Te małe drobiażdżki to baza do kolczyków albo magnesików, fimo pod szklanymi kabaszonami (kaboszonami?).


 
 


...



niedziela, 10 stycznia 2010

Zupa cebulowa

Zimno, śnieg zasypał świat, mróz zamroził resztę...
Warto rozgrzać się smakowitą zupą cebulową...






Jest szybka i łatwa. I zawsze smaczna.
Proporcje nie mają znaczenia, więcej lub mniej czegokolwiek nie zepsuje zupy.
 Może być albo bieda-zupą albo wytwornym daniem.

Możemy zrobić wg przepisu lub nie, to zupa, którą trudno zepsuć. Jeśli tylko mamy wrażliwe kubki smakowe i to, co mamy, będzie dobrze doprawione.

Możemy mieć wszystkie składniki, ale sama cebula, woda, zeschły ser żółty i stare bułki wystarczą. A jeśli akurat tak się zdarzy, to znaczy, ze mamy do czynienia z gospodarstwem studenckim, więc i wino się znajdzie. A jak już będzie wino, to zupa będzie tak po francusku wykwintna, że proszę siadać!

Przyda się:
-  5-6 cebul (oprócz zwykłych można dać białą czosnkową - albo nie)
-  masło lub oliwa do podsmażenia
-  bulion
-  ser żółty (ementaler lub gruyere dla smakoszy)
-  szklanka białego, wytrawnego wina (lub półwytrawnego - nie grymaśmy)
-  sół, pieprz, tymianek (jak ktoś lubi) i 2 listki laurowe



Cebule kroimy w piórka, dusimy na maśle (można pół na pół z oliwą -  albo nie) do przezroczystości (może to potrwać 20-30 min). Uważamy, żeby nie przyrumieniła się za mocno, bo będzie gorzka. Można posypać tymiankiem i wrzucić listek laurowy, drugi przykleić dumnie na czoło (jako zapowiedź wieńca laurowego), bo już jesteśmy w połowie zupy.

Pod koniec dla zagęszczenia posypujemy (albo nie) solidną łyżką mąki, podrumieniamy lekko.
Wlewamy (albo nie)1/2 szklanki (lub więcej) białego wina.

Gdy lekko odparuje dolewamy wywar warzywny, bulion (może być z kostki).
Gotujemy na małym ogniu 15 - 20 minut.
Doprawiamy solą i pieprzem. Wyławiamy listek laurowy i jako kolejny przyklejamy do dumnie podniesionego czoła. Już jesteśmy na finiszu!

Miksujemy (albo nie) - jak lubimy. Jak piórka pokrojone jak należy, to mają swój urok. Jak nie zagęszczona mąką - tym bardziej bedzie wykwintna bez miksowania.

Z bułki ( lub chleba) robimy grzanki (kromki).
Albo nie robimy, tylko podajemy gotowy groszek ptysiowy.
Lub sami robimy groszek ptysiowy... oops... przesadziłam?

Jeśli robimy grzanki, to albo zapiekamy w tosterze, albo posmarowane masłem kromeczki zapiekamy w piekarniku.
Albo zamiast grzanek przyrumieniamy na patelni pokrojone w kostkę pieczywo. I też dobrze.
W końcu lubimy mieć wybór!

Zupę wlewamy do żaroodpornych miseczek, na wierzch kładziemy grzankę, posypujemy grubą warstwą startego żółtego sera i zapiekamy w temp 180-200 st. C, aż ser się stopi i zrumieni, a zupa będzie smakowicie bulgotać.

Wygłodzonym stołownikom i tak będzie smakować. Niedostatki w smaku pokryje temperatura - i tak nie poczują nic poparzonymi językami.
Dla ochłody podamy im resztę wina, zapewniając tym sobie ich pełne zadowolenie i pochwały.
Wino wszak to napój bogów... i swoje działanie posiada.
Trawestując powiedzenie klasyka (nie ma kobiet brzydkich tylko wina czasem brak)
nie ma zup niesmacznych, tylko wina czasem brak...

...