Produkcja w toku, fabryka pracuje pełną parą, kończą się materiały, jaja strusie "wyszły", czekam na nową dostawę, świeże serwetki "dowieźli", ale trzeba zamówić lakiery, pracownicy (w liczbie "jeden") zaczynają grozić strajkiem, dyrekcja grozi zwolnieniem...
(chyba opanowuje mnie lekka schiza?!)...
Pracownik z działu reklamy odpowiedzialny za kontakt z mediami źle przeprowadził sesję zdjęciową (co za kadrowanie, dołu za dużo, góra ucięta!) - jego też wywalę na zbity pysk...
W hali produkcyjnej podczas przenoszenia jajka z działu suszarni do magazynu szeregowy pracownik upuścił drogocenne faberge z damami na podłogę!!! i wyobraźcie sobie - nic się nie stało!
(dostał tylko naganę)
A damy, jak na damy przystało, wdzięcznie poodbijały się od dywanu, z lekkim podskokiem i obrotami zatrzymały się po kilku metrach. I nic, żadnego draśnięcia, odprysku, pęknięcia! Kkto by przypuszczał, że wydmuszki gęsie są takie wytrzymałe!
Pamiętam zapach kwiatów "do rzucania" w czasie procesji Bożego Ciała, rozgrzanych upałem powojów i dziewanny na żółtym piasku za domem, przewianych wiatrem róż (tych pachnących, jadalnych) nad morzem, stokrotek i koniczyny zrywanych do wianka... wszystko z głębokiego dzieciństwa.
I chodzą za mną wszystkie te zapachy, i wszystkie te kwiatki, te zerwane i niezerwane, na równi mnie prześladują, i dorosnąć nie pozwalają!
I - stara baba - wciąż naklejam różyczki, różyczki, różyczki... I końca nie widać!
I w tym roku większość jajeczek ma wzory kwiatowe! A tyle podkładałam pięknych, ornamentowych serwetek z myślą o nich... niestety... jakoś tak powycinały się i ponaklejały te kwiatowe. Ech, ci niezdyscyplinowani pracownicy!
;)