sobota, 1 maja 2010

Szyby w deszczu mokną

Po kilku prawdziwie wiosennych, ciepłych dniach nadeszły mokre od deszczu i grzmiące w oddali wiosennymi burzami. Kolejna zapowiadana wiosenna odsłona odwleka się - czeka na pokazanie schnąc niecierpliwie na półce.
Ale schnięcie w deszczu jest nieprzyjemne. Biorąc "na przeczekanie", ignoruję deszcz za oknem, zamieniam w sznur korali, wpełzam do szkatułki  i chowam się za szybką...
Moszczę się wygodnie na miękkiej wyściółce, zatrzaskuję wieczko ozdobione migotliwą, złotą masą i patrząc "przez okienko" czekam na słońce...


(drewniana kasetka, przecierka złotą pastą Goldfinger, wypukły ornament złotą, puchnącą masą "embossing creme", wyściełane dno)

czwartek, 29 kwietnia 2010

Kwiat jabłoni

Wiosna rządzi!
"Niech no tylko zakwitną jabłooonie!" - śpiewała Halina Kunicka...

Wiosenne lampiony, na pierwsze ciepłe wieczory na balkonie lub w ogrodzie, albo na prezent na Dzień Matki.
Maj to najlepszy miesiąc dla takiego lampionu.
Nie mogłam utrafić z balansem bieli przy fotografowaniu, kolorki w naturze są ładniejsze. Może jeszcze go sfotografuję przy lepszym oświetleniu i w lepszym otoczeniu.


środa, 28 kwietnia 2010

Niezapominajki

Przychodzi czas, kiedy mam już pewność, że nie wróci zima, że wiosna zostanie na stałe, a potem nadejdzie lato.
Tę pewność daje mi rozbuchana zieleń na  żywopłotach, obłędnie kwitnące migdałowce, których kwiatki  rozpychają się wręcz na gałązkach, stada fiołków pasące się na klombach.

Rozpoczęłam więc kwietną przygodę...

Na początek moje ulubione niezapominajki, patrzące "żabim oczkiem"

(w dzieciństwie bardzo mnie to nurtowało, dlaczego "żabim"?!)

wilgotne, wypukłe, z kropelkami rosy...


............................................................................................................................................................
W ten piękny, wiosenny, lekko słoneczny dzień, odeszła uwielbiana przeze mnie, cudownie dowcipna, zawsze elegancka i z wielką klasą, prawdziwa dama - 

gdyby nie to, że nigdy Jej nie poznałam osobiście, powiedziałabym - moja serdeczna przyjaciółka, 

z którą (nie szkodzi, że przy pomocy książek,  felietonów czy skeczy) prześmiałam całe swoje życie - Stefania Grodzieńska. 
Dołączyła do swojego męża, Jerzego Jurandota, który równie często przyprawiał mnie o ból brzucha ze śmiechu.
Jeśli policzone im będą wszystkie dobre, radosne chwile i myśli, które wzbudzili w innych, to za same tylko  moje na pewno siedzą już w niebie.
I zaśmiewają się do rozpuku.

Dziękuję, Pani Stefanio, że Pani była...


nie zapomnę...