piątek, 11 czerwca 2010

Muzycznie? chirurgicznie? plastycznie?



Niedawno wpadło mi w ręce ( w przenośni, oczywiście) pianino, po przejściach, ale z widokiem na lepszą (dla siebie) przyszłość. Świetlana przyszłość czekała go w przestronnym, nowoczesnym wnętrzu podkrakowskiego domu, wśród białych mebelków z IKEI, biało-czarnych, kwiatowo-ornamentowych obić, lnianych, beżowych zasłon...
Pod warunkiem, że będzie tam pasowało...
Kiedyś jasnobrązowe miało za sobą już jedną przemianę, było pomalowane na czarno. Wtedy pasowało... ale świat się zmienia, właściciele zmienili mieszkanie, zmienili styl, no i ono musiało się zmienić.
Obiecałam mu lekki lifting i całkowicie nowy image.
Tak wyglądało przed operacją plastyczną, ale już po zeszlifowaniu czarnej farby:


Tradycyjny decoupage, o jakim myślałam wcześniej, nie sprawdziłby się, bo serwetkowy motyw, prawie identyczny ze wspomnianymi obiciami z IKEI był zbyt drobny i wyglądałby nieszczególnie na tak dużym meblu. Nie usmiechało mi się też lakierowanie dużych, białych powierzchni, bo NIE MA TAKIEGO LAKIERU, kóry po jakimś czasie nie powodowałby (choćby lekkiego) zżółknięcia powierzchni.

Postanowiłam wykorzystać szablon. Ale nie było takiego "gotowca", który pasowałby i wzorem i wielkością. Wykorzystałam więc istniejący, ale powiększyłam go, dopasowałam i pracowicie powycinałam. Malowanie powtarzającego się motywu sposobem "co drugi" (żeby nie rozmazywać świeżej farby) i na przemian czarny i biały, trwało bardzo długo i zaowocowało dwutygodniowym bólem WSZYSTKICH mięśni - (nawet nie wiedziałam, że mam ich tyle), ale z efektu jestem bardzo zadowolona.



 Połączenie białego i orzechowego koloru pomogło w zachowaniu ładnych proporcji bryły (muzyków proszę o nieobrażanie się za nazewnictwo), poza tym płaszczyzna pod klawiaturą może być wymiennie zakładana (na białą lub na orzechową stronę, co w przypadku dzieci ma bardzo praktyczne znaczenie).




Pianino wygląda na zadowolone, właściciele również, a i ja jestem zadowolona. 
Jak jeszcze sąsiedzi przy wszystkich wprawkach, gamach czy etiudach będą zadowoleni, to już będzie pełnia szczęścia,
czego i sobie i wszystkim życzę ;)))

PS
Nie mam jeszcze zdjęć w nowym otoczeniu, ale jak tylko zdobędę, chętnie pokażę ;)))

wtorek, 8 czerwca 2010

Aromatyczny podwieczorek

Wracam po przerwie do domu, do bloga, do starych kątów i do starych obowiązków.

Witam się podwieczorkowo, zapraszam na mrożoną herbatę z cytryną i listkiem świeżej mięty oraz
intensywnie pachnące placuszki z dzikiego bzu (zwanego także czarnym bzem).

W porze kwitnienia bzu, a także akcji, często robię placuszki z ciasta naleśnikowego z kwiatostanów tych wyjątkowo wonnych kwiatów.


Do wykonania tego lekkiego dania będą nam potrzebne:

  • kwiatostany bzu czarnego lub akacji
  •  mleko (ok. 1 szklanki)
  • woda gazowana (ok. 1/2 szklanki)
  • jajka (2 -3 szt.)
  • mąka (ok. 2 szklanki)
  • sól
  • szczypta proszku do pieczenia (niekoniecznie)
  • olej (do smażenia)
  • cukier-puder do posypania.
Kwiatostany otrzepujemy z ewentualnych żyjątek (nie tylko my lubimy bez ;)))
Myjemy dokładnie, ale bardzo delikatnie i zostawiamy do osuszenia.
Staram się wybierać kwiaty czyste, rosnące  daleko od spalin samochodów,  w pełni kwitnienia, nie zaatakowane przez mszyce i wtedy daruję sobie mycie, bo szkoda mi tego aromatycznego pyłku, który ginie w wodzie. Sprawdzam tylko dokładnie, czy nie ma żadnych żyjątek.

Twardziele mogą bez sprawdzania  tylko baldachim chlasnąć o cholewę i śmiało smażyć. Jeśli to akurat nie piątek, to odrobina dobrze wysmażonego białka zwierzęcego nie zaszkodzi.
 
W wypadku akacji dobrze jest zostawić kwiaty na godzinkę w wodzie i dopiero wtedy odsączyć i wysuszyć. Są wtedy jędrniejsze. 


Oddzielamy żółtka od białek


Mleko, wodę gazowaną (ciasto jest pulchniejsze, gdy dodamy wodę z bąbelkami), sól, żółtka, mąkę z proszkiem do pieczenia  i miksujemy bardzo dokładnie. Ciasto ma być gęste, dużo gęstsze niż na naleśniki. Gdy będzie za rzadkie - dodamy mąkę, gdy za gęste - wodę.
Odstawiamy na godzinkę, żeby "dojrzało"...


Ubijamy białka (ze szczyptą soli) na sztywno, dodajemy do zmiksowanego ciasta, delikatnie mieszamy...


Każdy kwiatostan łapiemy za ogonek i maczamy w cieście, pilnując, aby dokładnie był oblepiony


Smażymy na rozgrzanym oleju (można dodać odrobinę masła)


Ponieważ placuszki są grubsze niż tradycyjne naleśniki (właściwie wyglądają jak racuszki), można je smażyć w głębokim tłuszczu, aby ładnie przyrumieniły się boki ( a potem odsączyć z nadmiaru tłuszczu na papierowym ręczniku kuchennym)


Smażymy z obu stron na złoty kolor


Podajemy posypane cukrem pudrem - PYCHOTA!!!