sobota, 15 maja 2010

Sanctus, sanctus...

Dziś  będzie świątecznie - święte obrazki, ikony decoupage, które powstały ostatnio - m.in. z okazji  komunii, bierzmowania, rocznicy.
Lubię nieokorowane deski , często z sękami, popękane, to wdzięczny materiał na ikonę. Lubię też inaczej, na jasnej desce, pastelowo. Różnie. Jak okoliczność wymaga, jak intuicja podpowie.
To moja najświeższa - premierę będzie miała jutro, podczas I. Komunii św. Jakby się ktoś nie domyślił - dla dziewczynki ;)))

Kolejna to wczorajsza, rocznicowa - urzekająco piękna Madonna z Dzieciątkiem, ciekawy kształt deski, podkreślający kształty i fałdy szat...


I św. Rita wśród róż...


Trudno złapać światło na złoceniach, trudno o właściwie odwzorowany kolor, trudno ominąć odbłyski światła na lakierowanej powierzchni, po prostu trudno dobrze sfotografować, żeby zdjęcie oddaswało faktyczny wygląd.

czwartek, 13 maja 2010

Magnoliowy lampion-mutant

W ramach tematów wiosennych - lampion z motywem magnolii. Lampion to chyba mało powiedziane... bo "zwykły" lampion, w wielkim kielichu, to przy nim pikuś...

To jest wielgachny puchar, który musiałam trzymać oburącz, aby go unieść. Można w nim wykąpać dziecko... albo napoić konia...
Konia nie mam... poczekam na moją Czarnooką. Na pewno umyjemy przynajmniej nogi...
;)
Magnolie z papieru ryżowego były takie wielkie, że nie miałam pudełka w tym rozmiarze. I motyw czekał, czekał.. może na stół? Aż się doczekał.


Można powiedzieć, że w ostatniej chwili, bo magnolie przekwitają...

Resztki zimowego szronu na brzegach to przezroczysta masa żelowa, pięknie zastygająca w kryształ na szkle, oraz masa strukturalna w oberżynowo-magnoliowym kolorze.
Tea-light do  środka też musi być w mega rozmiarze, na szczęście widziałam już takie, wielkości spodka, palą się zapewne całą noc.
W tym rozmiarze XXL pozdrawiam Was giga-serdecznie
;)))

niedziela, 9 maja 2010

Nalot żonkili

Wiosna w całej pełni, szaleją bzy i kasztanowce, żonkile oszalały zupełnie i ich główki pełne zwielokrotnionych płatków drapieżnie straszą mnie z wazonu. W nocy boję się zmrużyć oczy, bo te zmutowane gigakwiaty gotowe mnie pożreć...

A ponieważ rączki świerzbią, zabrałam się do scrapowania - sztuczne kwiatki wydawały mi się bezpieczniejsze. I rzeczywiście - nawet nie poobgryzały mi paznokci.
A szalały wiosennie, ile wlazło. I tyle właśnie na kartkę ich wlazło. To znaczy - ile się pomieściło.


Te, co się nie pomieściły powiedziały, że nie zwiędną, dopóki nie zostaną wpuszczone na
kolejną kartkę.

Więc nie jest to ostatnia moja wiosenna kartka.


- Tato! Tato! Znalazłam kwiatek! Wiesz jak się nazywa?
- Oczywiście! To żonkil.
- Aha! A jak się to pisze?
- ... ... ...  Wiesz, to chyba jednak mak...