niedziela, 22 listopada 2009

Cecylia



 Dziś św. Cecylii, patronki muzyki sakralnej...

Nie mam wprawdzie żadnej swojej pracy z podobizną świętej grającej czy śpiewającej, ale może coś "w pobliżu"?
Popelniłam kilka dekupażowych ikon (nazewnictwo raczej swobodne, bo wiadomo, że decoupage nie ma nic wspólnego z prawdziwym pisaniem ikon), więc pokażę jedną anielską, muzycznie skrzydlatą z nutami.


 
 
 

A tu na różnych etapach tworzenia, już po przyklejeniu preparowanych, suszonych roślin,  przed i po złoceniach.



Cecylia  ma mocne zakorzenienie w moim/naszym rodzinnym  życiu (jednej dziś zapaliliśmy światło na miejscu wiecznego spoczynku, a drugą, żywą, młodą i piękną serdecznie pozdrawiam z tego miejsca...), będąc więc tak mocno związaną z tym imieniem nie mogłam, będąc w Rzymie, nie zawędrować na Zatybrze, do bazyliki św. Cecylii, wybudowanej na miejscu, w którym stał jej dom.



Okazało się, że akurat w kościele odbywał się ślub. Ponieważ nie chciałam przeszkadzać błyskami flesza (zwłaszcza że zainteresowanie nie było skierowane na młodą parę, tylko na figurę świętej, włoskim zwyczajem umieszczoną pod ołtarzem), dyskretnie pstrykałam w słabym oświetleniu i zdjęcia nie są najlepszej jakości. Patrząc przez obiektyw doznałam przedziwnego wrażenia, że ślubu młodej parze udziela sam ornat, rozkładający ręce i wyraźnie poruszający się, ba! wydający dźwięki... chciałam przetrzeć oczy albo obiektyw, ale okazało się, że jest to po prostu czarnoskóry ksiądz, oczy oślepione słońcem po wejściu do ciemnego wnętrza, nie przestawiły się tak szybko, a i percepcja była spowolniona, bo nie spodziewałam się takiego widoku.


W ogóle niepotrzebnie starałam się być taka dyskretna, bo Włosi zachowywali się bardzo swobodnie podczas całej ceremonii. Część towarzystwa stała pod kościołem, paląc papierosy, pogryzając jakieś przekąski (wystawione w dużych misach!) i głośno rozmawiając, część wystrojonych dzieci wbiegała beztrosko kościoła  i z powrotem, a i część przebywających we wnętrzu zachowywała się dość swobodnie rozmawiają, witając się głośno i niespecjalnie zwracając uwagę na to, co się odbywa przy ołtarzu. A ceremonia odbywała się piękna, bardzo mi sie podobało, ze na sam moment przyrzeczenia małżeńskiego młoda para zawędrowała za ołtarz, na miejsce, które zawsze wydawało mi się zarezerwowane dla księdza, odprawiającego mszę św. Było w tym coś tak podniosłego i wzruszającego, że ścisnęło mnie w gardle...



A święta leżała po dołtarzem w pozycji, w której zaklął ją w kamieniu artysta Carlo Maderna, a w której znaleziono ją w katakumbach św. Kaliksta. Legenda głosi, że ciało jej było w stanie nienaruszonym, święta wyglądała, jakby spała.



A przecież zginęła śmiercią prawdziwie męczeńską - zawieszona  nad ogniem w łaźni miała udusić się parą, ale oprawcom się to nie udało, gdyż nie czuła żaru, lecz powiew morskiej bryzy, który ją chłodził... Wzbudziło to gniew namiestnika (działo się to w II. w ne), który kazał ją ściąć mieczem, ale i trzykrotne uderzenie toporem nie zdołało jej pozbawić życia (podobno kat był tak oczarowany jej urodą, że nie miał odwagi przyłożyć się porządnie do narzędzia katowskiego...). Zmarła dopiero przez wykrwawienie...

Ale pamiętamy tylko to, co piękne - czysta, piękna dusza, muzyka - czyste i absolutne piękno...
czego sobie i Wam serdecznie życzę...

1 komentarz:

  1. Ikony oczywiście piękne.Takie inne delikatne na jasnych tłach. Oddają całą delikatność anioła... :-) Do tego deska z brzozową korą !
    Zdjęcie młodej pary przed ołtarzem właśnie w słabym świetle z drogą wśród kwiatów- czarujące.
    Ze św.Cecylią też mam skojarzenia i wspomnienia. W czasach studenckich śpiewaliśmy z mężem (wtedy chłopakiem :-) w chórze studenckim.Był to wspaniały czas śpiewania które kocham wyjazdów na granicę- wtedy to było COŚ- i czas świetnych kontaktów towarzyskich :-)
    Oczywiście Cecylia będąca patronką organistów i muzyki chóralnej była przez nas szczególnie honorowana :-)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń