wtorek, 20 września 2011

When knitting becomes an obsession...

 

Przygotowuję się intensywnie do wystartowania z warsztatami rękodzieła (wszelakiego), więc jestem zakręcona zupełnie. W głębokim niedoczasie - sięgającym mniej więcej miesiąca - kolejno nie dotrzymuję obiecanych terminów. Stąd moje opóźnieniem. in.  w pisaniu obiecanego postu o  technikach patynowania. Wybaczcie.
Ale za to... na deser...
...wszystkim zakręconym craftciarkom, hafciarkom i dziewiarkom, dekupażystkom, biżuteriankom i  filcowiankom i  dedykuję mój ulubiony film. Dotyczy właściwie każdej dziedziny rękodzieła, każdej naszej dłubaniny.
Każda z nas zna to uczucie w palcach...
;)))
Miłego oglądania.

I pamiętajcie:
Czekoladka, której człowiek nie miał ochoty zjeść, nie liczy się jako czekoladka.

wtorek, 6 września 2011

Patynowanie

Dzisiaj zajawka nowego tematu - patynowania.


Fantastyczna zabawa: przedmiot z gipsu, żywicy, biskwitu, styropianu itp. przerobić na do złudzenia przypominający spatynowany brąz, spiż, miedź, czy też stary, omszały kamień.
Tutaj:
  • gipsowy aniołek na kuli
  • biskwitowy, gładki wazon (bez wypukłego wzoru)
  • aniołek ze skrzypkami ze sztucznej żywicy


  •  aniołek - stary kamień; kula, na której siedzi - brąz
  • stary brąz na wazonie
  • grynszpan szlachetny na grającym aniołku


Więcej szczegółów w następnym poście.
A zainteresowanych zapraszam na kurs

poniedziałek, 5 września 2011

Do pracy, rodacy!


Wrzesień - miesiąc rozpaczy uczniowskiej i dopustu nauczycielskiego...

Planujemy zajęcia swoje i dzieci, zagospodarowujemy nadchodzące długie, jesienne popołudnia, zimowe wieczory. Już teraz zapowiadają wczesną, chłodną jesień. Będzie zimno, mokro, ciemno... będzie strasznie...
Co robić, żeby przeżyć do wiosny? Najlepiej coś fajnego :))) radosnego, twórczego, energetyzującego.
Niczym sprzedawca ubezpieczeń przygotowałam ciekawą ofertę dla Was. I dla siebie też. Żeby się nie nudzić, żeby było inspirująco i pożytecznie. Ubezpieczenie dobrego humoru na jesienną pluchę, srogą zimę i odległą wiosnę.
Od września do czerwca.
  • "Całościowy" kurs decoupage: od podstaw, przez postarzanie, spękania, złocenia, 3d, aż po ikony.
  • W warsztaty rękodzieła upakowałam ciasno, jak do walizki zamykanej kolanem, żeby się więcej zmieściło, masę ciekawych technik: filcowanie (na sucho i mokro), sutasz, scrappbooking, biżuterię (m. in. ze sznurków, organzy itp.), fimo, yo-yo, różne techniki plastyczne (stemple, szablony, patynowanie) i kilka niespodzianek na deser.
Informacje i zapisy tutaj

Jeśli nie wiesz, czy chcesz uczestniczyć w czymś takim, zobacz jak wyglądały nasze szafki podczas przechowywania prac w ciągu roku:



Zapraszam :)

środa, 31 sierpnia 2011

Ostatni dzień wakacji

W przedostatni dzień wakacji udało mi się zaliczyć w doborowym towarzystwie moją ulubioną trasę z przecudnymi widokami.  Ropoczęliśmy wjazdem na Palenicę 
(najchętniej przejechałabym najpierw 3 razy w górę i w dół, zanim wyruszyłabym w dalszą wędrówkę, bo uwielbiam wszelkie kolejki krzesełkowe).
Pogoda była idealna, lekkie słońce, lekki wiatr, lekkie stopy...
(uwielbiam przemierzać połowę trasy boso - tak miękka trawa bywa w niewielu miejscach na świecie, no i może w raju)

Uważać tylko trzeba na kłujące dziewięćsiły (ale one usadawiają się dyskretnie na uboczu) i wyskakujące spod stóp wielkie, zielone pasikoniki.


W połowie trasy czeka zawsze chłodna, orzeźwiająca, leciutko musująca żentyca vel żętyca*


oraz - bezwstydnie wypinające się i pozwalające podglądać się innym - owieczki vel łowiecki

 Zaś na końcu trasy -  Homole z pieniącą wodą...

A zanim się skończy ta wędrówka trzeba napaść oczy widokami: z lewej pas Radziejowej z Prehybą, z tyłu masyw Trzech Koron, z prawej Magura Spiska... i przestrzeń, przestrzeń, przestrzeń... wiatr we włosach...
Taaaa... a teraz do roboty!
...........................................................................................................................
*)
Żentyca, żętyca (gwar. zyntyca[1], zintyca, zimbora) – serwatka z mleka owczego, ściętego podpuszczką, otrzymywana przy wyrabianiu oscypków i bundzu z mleka owczego.

Popularna wśród górali karpackich. To podobnie jak serwatki z mleka krowiego pozostałość po potraktowaniu mleka podpuszczką, która ścina większość białek - z nich właśnie powstaje bundz. Pita przede wszystkim na halach, mocno schłodzona i świeża (słodka) lub skwaszona po kilku dniach. W XIX wieku stosowana była jako środek leczący drogi oddechowe, szczególnie gruźlicę (brak potwierdzenia właściwości leczniczych). U nieprzyzwyczajonych do niej osób może wywołać działanie przeczyszczające (podobnie jak serwatka czy maślanka).

28 września 2005 Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi wpisało żentycę na Listę Produktów Tradycyjnych.

Napój ten ma barwę białą lub lekko kremową. 
Żentyca wpisana na listę produktów tradycyjnych powinna mieć też zawartość wody od 60 do 70%, soli do 0,5%, tłuszczu: żentyca owcza od 3 do 4%, a żentyca owczo–krowia od 2 do 3%.
/źródło: Wikipedia/

środa, 24 sierpnia 2011

Efekt papieru czerpanego

Papier czerpany – to rodzaj papieru wytwarzanego w procesie czerpania, na który składa się etap wyodrębnienia pojedynczych włókien z surowców roślinnych oraz etap formowania papieru z wodnej zawiesiny włókien, odwadnianej na sicie.
Początkowo do produkcji papieru czerpanego używano łyka krzewów i drzew morwowych i odpadów konopnych. Wraz ze wzrostem zapotrzebowania na papier czerpany zaczęto stosować innych surowców: len, słoma ryżowa, łodygi bambusa itd. Współcześnie do produkcji papieru czerpanego korzysta się z bardzo szerokiej listy surowców. Papier czerpany algowy wykonuje się z zielonych alg weneckiej laguny. W Bawarii wykonuje się papier piwny z osadów browarnianych o różnych barwach i zapachach.
Proces produkcji
    * gotowanie masy roślinnej w wodzie z dodatkiem popiołu drzewnego lub mleka wapiennego
    * płukanie masy
    * miażdżenie
    * rozprowadzenie masy w wodzie
    * zlanie do kadzi
    * czerpanie ramką z sitem
    * przekładanie sitem formowym dla ograniczenia formatu i grubości arkusza
    * odsączenie wody
    * przełożenie arkuszy suknem wełnianym (co daje charakterystyczną dla papieru czerpanego fakturę)
    * zaklejenie w celu uniknięcia przesiąkania atramentu (można też dodać kleju do pulpy)
    * suszenie
    * wygładzanie kamieniami

Metodę tę stosowano powszechnie do XIX wieku.

Tyle informacji za Wikipedią...
No cóż, teraz mamy XXI wiek. Przepis na dziś?
Odkręcamy słoik z gotową masą papierową w dowolnym kolorze, wdychamy z przyjemnością lekko mydlany zapach, delikatnie mieszamy, żeby sprawdzić czy konsystencja nam odpowiada. Jeśli kręcimy nosem na odcień, mieszamy z innym kolorem, bądź dodajemy trochę farby lub pigmentu.
Nakładamy szpachelką na dowolne podłoże, masa świetnie trzyma się wszystkiego. Możemy lekko przewałkować przez folię dla uzyskania równej, sprasowanej powierzchni. Możemy zaprasować  razem z kwiatami, listkami czy ziołami, możemy suszone kwiaty tylko lekko powciskać. Możemy rozprasować na folii na kształt kartki papieru. I zostawić do wyschnięcia.
Ot, i tyle roboty - signum temporis... żadnego gotowania, płukania, odsączania.
Tylko od czasu do czasu przegonić kota, coby nam nie przewędrował przez rozwałkowany papier zostawiając swój ślad (co widać na załączonym obrazku).

P wyschnięciu można malować, dekupażować. Rozwałkowaną na papier stronę używać do zaproszeń, kartek, etykiet.



 Wesołej zabawy!

wtorek, 23 sierpnia 2011

Mamy cel?

Pytanie retoryczne ;)
mamycel.pl  - nowe miejsce w sieci dla wszystkich zakręconych w jakimś temacie, pasjonatów jakiejś dziedziny, twórczych, a nienasyconych. Nie wiem, co z tego będzie, ale ponieważ wszystko zależy od tych, którzy tam są (będą), to chodźmy i my - będzie gwarancja, że będzie fajnie ;))).




poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Matki Boskiej Zielnej

Co dajemy do bukietu? Kłosy zbóż: pszenicę, żyto, jęczmień, owies, kukurydzę, ziele cykorii podróżnika, szałwii, bylicy piołunu, wrotyczu, lebiody, mięty, ruty, dziewanny, krwawnika, rozmarynu, hyzopu, dziurawca, anżeliki (dzięgiel litwor), fiołek czarownika (barwinek), dalej: głóg, leszczynę, kalinę, jarzębinę,  dalej kwiaty: malwy, mieczyki, georginie(dalie),  chabry (bławatki), koniczyna, rudbekie (złocienie), nagietki, firletki,  "koszyczki Najświętszej Marii Panny" (werbena), "łzy Matki Boskiej"(groszek),  "pantofelki Matki Boskiej" (tojad), "warkoczyki Najświętszej Panienki” (dziewanna), a także „złote włosy Matki Boskiej” (len), a także mirt, makówki, oraz nabite na patyk warzywa i owoce (np. marchew i pietruszkę z nacią, jabłko, miniaturowe dynie, kalarepkę,  ziemniaka)...

Według Zygmunta Glogera w ziemi krakowskiej do poświęcenia niesiono 12 roślin: warkocz Najświętszej Panienki, obieżyświat, trojeść, żabie skrzeki, boże drzewko, rotyć, lubczyk, leszczynę z orzechami, żyto, konopie, len i miętę.
 
 Witold Pruszkowski "Niedziela zielna" /internet/
 
Wniebowzięcie Najświętszej Marii Panny jest najstarszym świętem maryjnym w  całym roku liturgicznym.
Uroczystość obchodzona jest  w Konstantynopolu od V wieku (w kościele wschodnim święto  nosi nazwę  Zaśnięcie NMP), a w Rzymie od VII  wieku.

„Wniebowzięcie NMP ze wszystkich świąt ku czci Bogarodzicy to uroczystość najdawniejsza, bo sięgająca pierwszych wieków chrześcijaństwa i zawsze solennie obchodzona. Z obchodem tym kościelnym, który rozmaite dawniej nosił nazwy jak: Śmierci, Odpocznienia, Zaśnienia i wreszcie Wniebowzięcia, łączy się w kraju naszym starodawny zwyczaj święcenia ziół polnych, które dziewczęta wiejskie, nazbierawszy dnia poprzedniego, przynoszą do świątyń aby je kapłan przed wielkim ołtarzem poświęcił” (Zygmunt Gloger, „Rok polski”).
 
O! wy kwiaty mej młodości prosto z łąki zioła
Co na Matkę Boską Zielną znoszą do kościoła
I stawiają Częstochowskiej, by podniosła rączkę,
Nad firletkę, macierzankę i nad srebrną drżączkę
Nad rozchodnik i lawendę, nad rutę i miętę,
Bo to wszystko przecież Boże, bo to wszystko święte...
Jan Lechoń
.................

 Kwiaty z pół okolicznych uszczknięte i zioła,
Przenajmilsze ofiary pracowitej wioski
Przyniosły swe zapachy do wnętrza kościoła,
Przyniosły przed oblicze dobre Matki Boskiej.

W górze jako głos starczy, organ przepowiada,

W dole z piersi ludu płynie pieśń kościelna,
U stóp Twych, jasna Pani, wieś swe dary składa,
O pół rządczyni mądra, o królowo zielna.

Przed ołtarzem ksiądz szepcze łacińskie wyrazy,
Woń kwiatów coraz żywiej nad głowy się wznasza:
Ochraniaj nas od klęski, chorób i zarazy,
Królowo ziół przedziwna, pół rządczyni nasza!

Rozśpiewały się usty, organ wciąż przewodzi,

Ten w piersi się uderza, ten znak krzyża czyni:
Obraniaj nas od wojny, ognia i powodzi.
O ziół królowo można, naszych pól rządczyni.
Wacław Rolicz-Lieder , „W Matkę Boską Zielną”

środa, 3 sierpnia 2011

Chrystus Pantokrator

Intensywnie "wakacjuję" (co wcale nie znaczy, że odpoczywam - wręcz przeciwnie!). To raczej znaczy, że intensywnie pracuję, chłonę nowości, inspiracje, ładuję akumulatory i przygotowuję się w pocie czoła do pracy po wakacjach. Jakkolwiek by to bezsensownie nie brzmiało znaczy tylko tyle, że nie miałam czasu nawet pomyśleć o blogu. A nawet jak pomyślałam, to było to poza zasięgiem (możliwości).
Wrzucam - tylko dla zaznaczenia, że jestem - dekupażową ikonę na brzozowej, nieokorowanej desce, z moim ukochanym przedstawieniem Chystusa Pantokratora.
Przed Jego spokojnym obliczem odpływam...
... czego i Wam życzę...


środa, 22 czerwca 2011

Wakacje z sutaszem

  /błękitnooki/
 
Zakochałam się w czwartek niechcący –
nie zdążyłam zawołać pomocy.
Gdyby zdążyć, to ktoś
może podałby coś
i dopomógł dziewczynie tonącej.
Zakochałam się nienaumyślnie –
pomyślałam, że może czar pryśnie.
Ale czar nic a nic –
raczej wzrósł, niźli prysł –
i rozkwita codziennie pomyślniej...
 /kabaret Starszych Panów, śpiewa Barbara Kraftówna/

A przedmiotem tej mojej nagłego i niespodziewanego afektu jest... sutasz. Zobaczyłam go na wiosnę i wsiąkłam. Naoglądałam się cudów na blogach sutażystek i na wakacje pojechałam z pudełkiem pełnym koralików i tasiemek. Pierwsze dwa wieczory poświęciłam na rozpracowywanie techniki i rozplątywanie nitek. Na trzeci dzień zawiesiłam swój zielonooki wisior na piersi i dumnie obnosiłam go po weneckich uliczkach, a nawet bezczelnie popłynęłam w nim na Murano! A co! Wszyscy w szklanych millefiori,a ja w sutaszu ;)  Następny, błękitnooki, pięknie harmonizował z toskańskim niebem. Kolejny, niedokończony jeszcze, żarzy się ostrym pomarańczem i seledynem...


/zielonooki/

Coś czuję, że lato będzie pod znakiem sutaszu...